Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Dawida K. ps. Cygan zatrzymali funkcjonariusze rzeszowskiego CBŚP we współpracy z Lubelskim Zamiejscowym Departamentem ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Mężczyzna jest podejrzewany o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, trudniącą się legalizacją kradzionych samochodów na terenie Unii Europejskiej, wyłudzaniem VAT i praniem brudnych pieniędzy. Były bokser usłyszał zarzuty kierowania grupą i inne. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.

Policjanci CBŚP zatrzymali 35-letniego Dawida K. w Lublinie. Mężczyzna był jednym z najważniejszych szefów zorganizowanej grupy przestępczej, zajmującej się legalizacją luksusowych samochodów, kradzionych z terenu Unii Europejskiej. Grupa ta trudniła się również wyłudzaniem podatku VAT i praniem brudnych pieniędzy. Po zarzutach sąd zadecydował o jego tymczasowym aresztowaniu na 3 miesiące.

Grupa Dawida K. zalegalizowała co najmniej 15 aut skradzionych w Niemczech i Belgii (głównie BMW) i 8 wyłudzonych z wypożyczalni (dostawcze mercedesy) o wartości 3 mln złotych. Policjanci odzyskali do tej pory 12 samochodów, które zostały zwrócone niemieckim i belgijskim firmom ubezpieczeniowym.

Jak ustalili policjanci CBŚP, grupa ta równolegle zajmowała się wystawianiem nierzetelnych faktur i wyłudzaniem podatku VAT z tytułu wewnątrzwspólnotowych dostaw towarów. Funkcjonariusze ustalili również, że członkowie grupy prali brudne pieniądze z tego tytułu. Wykorzystywali do tego szereg spółek - słupów, powoływanych tylko na potrzeby przestępczego procederu, między którymi krążyły faktury. Jak ustalili policjanci grupa wyłudziła co najmniej 11 milionów złotych. Przestępcy swoje zyski lokowali w budowę osiedla domków jednorodzinnych w Warszawie, by utrudnić organom ścigania wykrycie przestępczego procederu. Prokurator wydal decyzję o zabezpieczeniu majątkowym na 5 mln złotych.

Do tej pory policjanci zatrzymali 18 osób, którym przedstawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Trzy z tych osób usłyszały zarzuty kierowania grupą, za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

Add a comment

Film o dwukrotnym mistrzu olimpijskim ma nosić tytuł "Zwycięzca". W roli głównej wystąpi Dawid Ogrodnik. Jerzy Kulej jest jedynym w historii polskiego boksu dwukrotnym złotym medalistą igrzysk (Tokio 1964, Meksyk 1968). Wojownik wspaniałej drużyny Feliksa Stamma zmarł niespełna cztery lata temu, ale jego legenda nadal rozpala wyobraźnię miłośników sportów walki. Jednym z nich jest Mike Zawadzki, który w wieku pięciu lat wyemigrował z rodzicami do Kuwejtu. Biznesmenem został na Cyprze, a po latach wrócił do rodzinnej Warszawy. To jego firma Zawadzki Productions ma zająć się realizacją filmu. Może on trafić do kin w przyszłym roku.

- Polska potrzebuje bohaterów, na których może wzorować się młode pokolenie. Historia Jerzego Kuleja jest niesamowita. Przeszedł, w pewnym uproszczeniu, drogę od pucybuta do milionera. Z zupełnej biedy w Częstochowie dotarł aż na sam szczyt w Tokio i Meksyku. Był jak Rocky Balboa, tylko że prawdziwy, a nasz film będzie oparty na faktach. Kulej udowodnił, że amerykański sen może się spełnić także w Polsce - tłumaczy Zawadzki.

Scenariusz napisał Krzysztof Rogulski, który w 1978 roku pracował z Kulejem jako reżyser na planie filmu "Papa Stamm". Głównego bohatera ma zagrać Dawid Ogrodnik, mistrza olimpijskiego z Tokio i brązowego medalistę z Rzymu (1960) Mariana Kasprzyka - Tomasz Schuchardt, zaś w rolę trenera Stamma ma się wcielić Arkadiusz Jakubik. Na współprodukcję filmu fabularnego "Zwycięzca" Zawadzki namówił firmę Ringier Axel Springer Polska. Projekt czeka na akceptację Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Decyzja o dofinansowaniu ma zostać podjęta w lipcu.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>

Add a comment

W piątek na gali w Paryżu kolejnej zawodowej porażki doznał Robert Świerzbiński (16-6-1, 3 KO), który przegrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie z byłym tymczasowym mistrzem świata wagi średniej Hassanem N'Damem N'Jikamem (33-2, 19 KO). Polak rozpoczął walkę nieźle, ale później doznał kontuzji lewego łuku brwiowego i nie został dopuszczony do dalszej rywalizacji, chociaż uraz powstał po przypadkowym zderzeniu głowami.

Add a comment

Dzisiaj na gali w Szczecinie dojdzie do rewanżowej walki Tomasza Króla (2-1-1, 1 KO) z Jackiem Wyleżołem (14-15, 8 KO). Pięściarze po raz pierwszy spotkali się w sierpniu ubiegłego roku, kiedy to Wyleżoł niespodziewanie przegrał niejednogłośnie na punkty.

Kup bilet na galę w Szczecinie, zobacz walki Diablo, Cieślaka, Zimnocha >>  
Transmisja z gali w Szczecinie w Polsacie Sport (godz. 20.00) i Polsacie Sport News (godz. 22.00)

Add a comment

W ,minioną sobotę na gali boksu w Barcelonie cenne wyjazdowe zwycięstwo odniósł boksujący w kategorii średniej Robert Talarek (13-11-2, 8 KO). Zawodnik grupy Silesia Boxing pokonał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie faworyta gospodarzy Guzmana Castillo (12-6, 7 KO).

Robert Talarek swój następny pojedynek stoczy już w pojutrze na gali w szkockim Glasgow, gdzie skrzyżuje rękawice z Johnem Ryderem (22-2, 12 KO).

Add a comment

Na gali w Bawarii niepokonany na zawodowych ringach Marek Jędrzejewski (9-0, 9 KO) zwyciężył przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie Siergiej Wiba (5-7, 2 KO), zdobywając tytuł międzynarodowego mistrza Niemiec wagi lekkiej. 

Polak już w pierwszym starciu posłał rywala na deski lewym sierpowym. W drugiej odsłonie Jędrzejewski zaatakował korpus przeciwnika, a w trzeciej po dwóch kolejnych nokdaunach zmusił sędziego ringowego do przerwania pojedynku. 

- Boksując w Niemczech, podjąłem walkę o pas niemiecki i zabieram go teraz do Polski. To było dla mnie tylko kolejne wyzwanie i przyjechałem na galę do Bawarii, aby zabrać Niemcom pas. To tylko jeden krok w mojej karierze, cele na pewno mam dużo ambitniejsze. Bardzo chętnie stoczyłbym teraz walkę w Polsce, by pokazać się rodzimej publiczności - powiedział po zwycięstwie Jędrzejewski, który wszystkie swoje dotychczasowe walki rozstrzygnął przed czasem.

Add a comment

Tylko on mógł przekonać narwanego Artura Szpilkę do szachów. Można z nim porozmawiać o teatrze, historii i sztuce. Najlepiej przyswoił sztukę walki na pięści. Pokorny, skromny i wymagający. Tytan pracy. Prowadził Sosnowskiego na Kliczkę, Proksę na Gołowkina, Bonina na Haye’a i wreszcie Głowackiego na Hucka. Jeden z dwóch najbardziej cenionych polskich trenerów. Opiekun naszego jedynego mistrza świata. Fiodor Łapin – kat, erudyta, człowiek czynu.

Mateusz Borek nazywa Pana narkomanem pracy.
Fiodor Łapin: W ostatnim czasie miałem jej nawał, a nie jestem w stanie cały rok ciągnąć na oparach. Kraków i walka Andrzeja z Marcinem (zdaniem wielu bez faworyta), tej samej nocy wylot z Krzyśkiem do Stanów. Przed konfrontacją z Cunninghamem, nerwowy pojedynek Kamila i problemy w Londynie. Sporo mnie to kosztowało. Musiałem parę dni odpocząć, zresetować się. Inaczej nie dałbym rady funkcjonować.

Stopniała Panu liczba zawodników. Doszedł Kamil Łaszczyk, ale odpadli: Maciej Miszkiń, Ewa Piątkowska i Artur Szpilka. Na co dzień pomagają Panu: Paweł Gasser (który dba o przygotowanie siłowe pięściarzy) i człowiek od wszystkiego – fizjoterapeuta Jan Sobieraj.
Ale nie mam Pawła Skrzecza, wcześniej drugiego trenera. Zostałem sam i wcale nie czuję się odciążony. Chociaż jest Łukasz Malinowski, który z powrotem zaczyna wciągać się w trenerkę. Zgadza się, nie mam już pod sobą piętnastu zawodników. Jakość moich podopiecznych i ich przeciwników natomiast, zdecydowanie wzrosła. Kiedyś na gali mieliśmy główną walkę, a poza nią Węgrów i Czechów. W tej chwili raczej nie są zapraszani. Chłopaki potrzebują wyzwań. Świetnego zawodnika dostał na Żyrardów Przemek Runowski. Nie spodziewałem się, że na taką imprezę uda się ściągnąć kogoś tak dobrego. Co istotne, kilka lat temu nie miewaliśmy skomplikowanych wyjazdów, a oba z „Główką” do Stanów takie były. Bardzo trudne logistycznie. Nie tylko forma sportowa chłopaków jest na mojej głowie.

To zabawne, że polskiego nauczył się Pan we Lwowie. A jeszcze śmieszniejsze, że za sprawą Bruce’a Lee.
Może nie dokładnie Bruce’a Lee. (śmiech) Kiedyś zapytano mnie, jak to jest nauczyć się polskiego na Ukrainie. Odpowiedziałem, że regularnie oglądaliśmy w akademiku cykl Kino nocne, w ramach którego puszczono m.in. „Wejście Smoka”. To film dobrze kojarzący się wielu pokoleniom Polaków – stał się pretekstem do uprawiania karate i kickboxingu. Podałem akurat ten tytuł, ponieważ wskazanie innych nazw – z racji mojego pochodzenia – mogłoby być źle odebrane. (śmiech) Kino nocne cieszyło się u nas sporym powodzeniem. Zbieraliśmy się w pokoju kolegi w 20-30 chłopa i wpatrywaliśmy w ekran. W Rosji niektóre filmy emitowane przez polską telewizję były zakazane, co wzmagało ciekawość.

To, że szybko skończył Pan karierę zawodniczą było kluczem do zostania dobrym trenerem?
Trudno powiedzieć. Z jednej strony mamy przykłady Feliksa Stamma i Andrzeja Gmitruka, który w bardzo młodym wieku został pierwszym szkoleniowcem Legii. Z drugiej, znajdziemy też ludzi, którzy sprawdzili się w trenerce po długiej karierze zawodniczej. Na pewno nie funkcjonuje zaś prawidłowość, że dobry zawodnik będzie dobrym trenerem. Tu kłania się nauka. Czynny pięściarz najwyższej klasy nie ma po prostu na nią czasu.

„Czy czuję, że jestem w cieniu zawodników? A kto mnie zakazywał być mistrzem świata zawodowców? Mistrzem olimpijskim?”.
Ciągle słyszę, jak byli polscy pięściarze mówią: „Za naszych czasów to…”. Zazdroszczą, wylewają żółć – nie rozumiem tego. Musi im strasznie brakować przeszłości. Załóżmy, że poznaję biznesmena. Ma prywatną wyspę i pływa po morzu jachtem. Mam być na niego wściekły? Bo się dorobił? A kto mi zakazywał otworzyć biznes? Uczyć się na tyle dobrze, aby wylądować na Harvardzie? Może nie miałem tyle talentu? A może mogłem trenować ciężej? Być najlepszym rosyjskim pięściarzem?

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>

Add a comment