Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Zapomniałam już o tym przykrym wydarzeniu. Nie ma co rozpamiętywać tego, co się stało kilka miesięcy temu. Teraz skupiam się na rywalkach, z jakimi przyjdzie mi walczyć w Baku. Na wszelki jednak wypadek zapytałam przed wyjazdem na igrzyska europejskie, czy na pewno będę mogła walczyć - śmiała się Sandra Drabik, która pewnie wygrała swoją pierwszą walkę na turnieju w stolicy Azerbejdżanu w kategorii do 51 kilogramów.

Przez ostatnie miesiące nie było jej jednak do śmiechu. W listopadzie ubiegłego roku Polka pewnie pokonała w pierwszej rundzie mistrzostw świata Chinkę Jinyan Gao. Nasza zawodniczka została jednak zdyskwalifikowana. Na tej imprezie organizatorzy nie otrzymali deklaracji dotyczącej rezygnacji Drabik ze startów w innych zawodach sportów walki niż boks. A przecież nasza zawodniczka z powodzeniem brała też udział w imprezach kickbokserskich. Całe zamieszanie trwało kilka miesięcy, a Polka w tym czasie nie mogła startować. Odwieszona została dopiero na początku maja.

Teraz zamierza sobie odkuć się w Baku. Drabik przyjechała do stolicy Azerbejdżanu z nastawieniem na walkę o medal. Pierwszą przeszkodę w drodze na podium już pokonała. Nie była trudna. W 1/8 finału nasza pięściarka wygrała jednogłośnie na punkty z zawodniczką gospodarzy Anachanim Aghajewą.

- Byłam przed tą walką bardzo mocno skupiona, bo przecież walczyłam z zawodniczką gospodarzy. Wiedziałam, że będzie miała naprawdę świetny doping - powiedziała Drabik w rozmowie z Eurosport.Onet.pl.

Pełna treść artykułu na Eurosport.onet.pl >>

Add a comment

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Michałem Leśniakiem (2-0, 1 KO), który dzisiaj na gali w Ostrowcu Świętokrzyskim zmierzy się na dystansie czterech rund z Białorusinem Andreiem Staliarczukiem (11-23-2, 2 KO).

http://www.youtube.com/watch?v=yTD-DU_lmrI

Add a comment

W 2012 roku Mateusz Masternak pokonał go przez techniczny nokaut w 8. rundzie. Teraz David Quinonero wejdzie między liny w Ostrowcu Świętokrzyskim, tyle że w innej roli. 19 czerwca Hiszpan stanie w narożniku Pablo Sosy (4-4-3, 3 KO).

Po tej porażce Quinonero zdecydował się na zakończenie kariery. Jak zaznacza, zaważyły problemy zdrowotne. – Od tego czasu dwukrotnie miałem operowany lewy bark, a teraz czekam na operację prawego. Ostatnie sześć pojedynków toczyłem z ogromnym bólem. Dalsze walki nie mają sensu – twierdzi.

Prawie 40-letni Hiszpan nie ma zamiaru już wracać na ring, ale doskonale sprawdza się w roli trenera. Do Polski przyleciał z Pablo Sosą, który już w najbliższy piątek zmierzy się z Michałem Gerleckim (10-0, 6 KO).

– Pablo to naprawdę świetny zawodnik. W Hiszpanii nazywamy takich "como la copa de un pino", czyli ktoś naprawdę wielki w tym, co robi. Jego rekord (4-4-3 przyp.) nie odzwierciedla jego umiejętności, ponieważ prawie zawsze walczy na terenie rywala. Polska publiczność z pewnością będzie pod wrażeniem tego, co zobaczy – podsumowuje Quinonero.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>

Add a comment

W sobotę Joanna Jędrzejczyk przystąpi do pierwszej obrony tytułu mistrzowskiego UFC wagi słomkowej. Na gali w Berlinie Polka zmierzy się z Amerykanką Jessicą Penne. Czwartek był dla obu zawodniczek dniem spotkań z mediami. Transmisja gali w Extreme Sports Channel.

http://www.youtube.com/watch?v=REpic4bDd8Y

Add a comment

35 lat kończy dziś Tomasz Babiloński - szef jednej z dwóch najmocniejszych polskich grup boksu zawodowego - Babilon Promotion. Redakcja ringpolska.pl sklada jubilatowi serdeczne życzenia.

Tomasz Babiloński trafił do boksu blisko dziesięć lat temu dzięki dwukrotnemu mistrzowi świata Krzysztofowi "Diablo" Włodarczykowi, którego prywatnie jest szwagrem. Wcześniej sam uprawiał pięściarstwo jako zawodnik amatorski.

Dziś Babiloński promuje lub współpromuje m.in. pretendenta do pasa WBO kategorii junior ciężkiej Krzysztofa Głowackiego, Kamila Szeremetę, Krzysztofa Zimnocha, Piotra Gudla, Andrzeja Sołdrę czy Michał Cieślaka. 

http://www.youtube.com/watch?v=cqr7VTV0bbg

Add a comment

Jeszcze tylko kilka dni dzieli nas od długo oczekiwanej walki Joanny Jędrzejczyk z Jessicą Penne. Już w sobotę 20 czerwca o 21:00 widzowie Extreme Sports Channel będą mogli zobaczyć na żywo starcie Polki z Amerykanką o mistrzostwo w wadze słomkowej. Ten wieczór będzie zresztą należał do Polaków! Kto jeszcze skrzyżuje rękawice na oktagonie w berlińskiej arenie O2 World? Przekonajmy się!

Spotkanie Jędrzejczyk vs. Penne będzie pierwszą w historii UFC walką o pas dywizji kobiecej rozegraną w Europie. Będzie to także pierwsze oficjalne starcie Jędrzejczyk w UFC na naszym kontynencie (jej trzy poprzednie walki odbyły się w Stanach). Polka jest niekwestionowaną faworytką wieczoru, gdyż w tej walce to ona będzie broniła pasa mistrzowskiego federacji UFC.

W ramach karty głównej reprezentant Polski Łukasz Sajewski spotka się w klatce z Nickiem Heinem. Zawodnik z Trójmiasta 28 czerwca będzie świętował swoją pierwszą rocznicę oficjalnej współpracy z UFC. W maju nasz reprezentant zapowiadał, że czuje się pewnie przed spotkaniem z Niemcem, kibicują mu także fani mieszanych sztuk walki.
Podczas karty wstępnej Piotr Hallman skrzyżuje rękawice z Magomedem Mustafaevem. Polak, znany jako „Płetwal,” wraca do gry po kilkumiesięcznej przerwie i od razu spotka się z trudnym przeciwnikiem. Rosjanin wszystkie zwycięskie walki wygrał przed czasem i udało mu się pokonać przeciwników dziesięć razy z rzędu. 

Gale UFC na Extreme Sports Channel będzie można oglądać na żywo przez najbliższych kilka lat. To prawdziwa gratka dla wielbicieli wydarzeń organizowanych przez federację Ultimate Fighting Championship – dotychczas w Polsce mogli oni śledzić gale na żywo jedynie w systemie PPV. Teraz fani mieszanych sztuk walki będą mogli obejrzeć ponad 40 transmisji gal UFC na żywo na ESC oraz sięgnąć do bogatego archiwum UFC.

http://www.youtube.com/watch?v=0PSBdPde9YI

Add a comment

Mawia Pan, że jesteście bardziej grupą produkcyjną, niż promotorską.
Andrzej Gmitruk: Przerzucamy ciężar odpowiedzialności od strony sportowej na Niemcy. Wiadomo, że organizacja walk o poważne tytuły w Polsce drogo kosztuje. Liczę łącznie z opłaceniem rywali. Dlatego też, kiedy tylko nadarza się okazja wygrania za granicą, będziemy ją podejmować.

Szansa na wygraną teoretycznie jest zawsze, ale licząc od września 2012 - poza zwycięskimi potyczkami Krzysztofa Włodarczyka - na siedem mistrzowskich prób, nie wykorzystaliśmy żadnej. Nie pokutuje tu myślenie życzeniowe?
Przegrał Janik, wcześniej Paweł Kołodziej, Głażewski, Wawrzyk. Krzysiek długo trzymał się na trudnych wyjazdach, ale z Drozdem też poległ. Brutalna weryfikacja. Wielu pięściarzy nie sprostało oczekiwaniom, które zawdzięczać możemy bardzo dobrej promocji. Miesiącami, latami nakręcano koniunkturę. Uświadamiano społeczność pięściarską, że ci zawodnicy gotowi są na wielkie wyzwania. Okazało się, że nie byli.

Wilczewski to dobry trener? Ali Bashir, który wspólnie z nim prowadzi Mariusza Wacha, nazwał go kiedyś „aferzystą bez pojęcia o boksie”.
To bardzo niesprawiedliwa ocena. Tak, Piotrek to dobry trener. Trener z potencjałem. Cały czas się rozwija, doskonali warsztat. Co ważne, opiekuje się Mariuszem nie tylko w płaszczyźnie czysto merytorycznej, ale także emocjonalnej.

Pan kiedyś też pomagał Wachowi.
Cztery lata za darmo. Działając zarówno jako trener, jaki i promotor nie wypada mi brać pieniędzy od zawodników. I nie chodzi tu tylko o Mariusza. Ja swoich pięściarzy trenuję ogólnie za darmo. Pobieram tylko małe kwoty, znacznie niższe od promotorskich 30-procentowych standardów, gdy boksują za granicą. Proszę sobie wyobrazić, że nie wziąłem ani złotówki od zawodników z ostatniego PBN. Ani od Maćka Sulęckiego, ani od Michała Syrowatki. Uznałem, że nie zarabiają oni na dzień dzisiejszy aż tak dużych pieniędzy, aby uszczuplać im zarobek. Gdyby np. Darek Sęk zaboksował ze Stevensonem, oczywiście rozmowa byłaby inna. Na razie realia są, jakie są. Staramy się pozyskiwać pieniądze nie od zawodników, ale od reklamodawców.

Polscy promotorzy ze sobą współpracują? Tworzycie jeden organizm? Kiedy rozmawialiśmy przez telefon mówił Pan, że środowisko jest zawszone. Że to taki polski bazar.
Czasem jest za dużo bazarowych dyskusji. „Kto?”, „Co?”, „Komu?”, „Za co?”. Obserwując je, mam przed oczami bazar Różyckiego, gdzie kilkadziesiąt lat temu regularnie chodziłem z matką, w celu zakupienia raków. Taka bazarowa atmosfera handlu. Teraz na szczęście jakoś się to poukładało. Mamy cztery egzystujące na niezłym poziomie grupy: Andrzeja, moją, Babilońskiego i pana Grabowskiego. Każdy ma swoją robotę do wykonania i na tym się koncentruje. Wcześniej zdarzały się różne dziwne sytuacje, które utrudniały dobry kontakt. Osobiście wyrosłem już z słuchania plot i angażowania się w intrygi typu: kto, co, komu zabrał. Moim skromnym zdaniem na lepsze zmieniły relacje na poziomie zawodnik-promotor. Mamy też telewizję Polsat, która stawiając na rodzimą produkcję zapewnia nam warsztat pracy i nieustanną motywację. Nie można jej zestawiać z Canal+. Nie oszukujmy się, gdyby nie Polsat, żadna z istniejących dziś polskich grup nie funkcjonowałaby na poważnym poziomie.

Pełna treść rozmowy na Sporteuro.pl >>

Add a comment

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Mateuszem Rzadkoszem, który w piątek na gali Wach - Airich w Ostrowcu Świętokrzyskim zadebiutuje na zawodowym ringu pojedynkiem z Dzianisem Makarem (5-28-2, 4 KO).

http://www.youtube.com/watch?v=xayim_5KO1Y

Add a comment

- Andrei Staliarczuk to bokser dużo lepszy od moich poprzednich rywali. Z pewnością będzie polował na ciosy sierpowe - mówi Michał Leśniak (2-0) przed galą BudWeld Boxing Night, która odbędzie się 19 czerwca w Ostrowcu Św. Po zwycięstwach na punkty z Chorwatem Lukasem Leskoviciem i przez TKO w 2 rundzie Węgrem Janosem Vassem, w piątek na antenie Polsatu Sport Michał Leśniak (Tymex Boxing Promotion) spotka się z doświadczonym Białorusinem Andreiem Staliarczukiem (11-23-3).

- Jest bokserem nieźle ułożonym technicznie, ale ja znam pięściarską szkołę białoruską, bo jeździłem do tego kraju z Mariuszem Cieślińskim i współpracowałem z kilkoma trenerami na Białorusi, m.in. Alfitem Khakovem - powiedział bokser promowany przez Mariusza Grabowskiego. Na co dzień Michał Leśniak trenuje z Piotrem Wilczewskim, Mariuszem Cieślińskim i Krzysztofem Sadłoniem, ale ale korzysta też z porad Piotra Pożyczki.

Andrei Staliarczuk kilka lat pokonał Olimpijczyka z Barcelony Dariusza Snarskiego, a także zanotował wygraną i remis z Dawidem Kwiatkowskim. Na punkty przegrał z Michałem Syrowatką. - Białorusin to typowy "gardowiec" polujący na ciosy sierpowe, ale dużo lepszy od poprzednich przeciwników. Wiem, że jestem silniejszy od niego i to mój spory atut. W ogóle mojej kategorii wagowej właśnie siła fizyczna będzie moim mocną stroną w wielu walkach. To również podkreślają moi szkoleniowcy - dodał.

Piątkowy pojedynek w Ostrowcu Św. odbędzie się w kategorii junior półśredniej. Zakontraktowany jest na 4 rundy. - Nie nastawiam się na nokaut, bo to mocny rywal. Chcę pokazać luźny boks, bez siłowych wjazdów w przeciwnika. Wiem, że przy tym Białorusinie sama siła to za mało. Podczas sparingów moim luzem zaskoczony był Michał Żeromiński, mówił, że boksuję jak czarnoskóry, nie wiedział z jakich płaszczyzn wyprowadzam ciosy. Miło słyszeć takie pochwały - dodał.

Michał Leśniak nie obiecuje nokautu, ale być może znów po ciosach na wątrobę, jak na gali w Inowrocławiu, jego oponent będzie w poważnych opałach... Janos Vass był 4 razy na deskach. - Wierzę, że sporo osiągnę w boksie. Już rok temu planowałem wyjazd zagraniczny, ale wszystko skomplikowało się z powodu wypadku drogowego. Teraz mam nadzieję, że dzięki grupie Tymex wypłynę na szersze wody - mówi.

Add a comment

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych brał udział w najgłośniejszych polskich procesach karnych. Regularnie widywał się z Pershingiem, znał Rympałka i Oczkę. Gdy rozpoczął działalność w boksie, na dzień dobry zagrożono mu śmiercią. Za Andrzejem Wasilewskim szesnaście lat kariery promotorskiej. Lat badania trudnego terenu. Rynku, na którym znacznie łatwiej o upadki, aniżeli wzloty. "Don Wasyl" jest założycielem i współwłaścicielem Sferis Knockout Promotions - najsilniejszej grupy bokserskiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Transmisje organizowanych przez niego gal docierają aż na cztery kontynenty.

Hubert Kęska: Urodził się Pan przy ringu?
Andrzej Wasilewski: Używając przenośni, można tak powiedzieć. Mój ojciec, oprócz tego, że był znanym adwokatem, bardzo aktywnie działał w boksie. Adwokatura była jego zawodem, pięściarstwo traktował zaś jako pasję. Przez dobrych kilkadziesiąt lat był wiceprezesem Polskiego Związku Bokserskiego. Po upadku komunizmu stanął na jego czele. Wypełnił trzy pełne kadencje. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem 7 lat. Ojciec swoje obowiązki rodzicielskie wypełniał w ten sposób, że w co drugą niedzielę zabierał mnie na mecz bokserski. Bezpośrednio po nim udawaliśmy się na męski obiad. Właśnie tak spędzaliśmy wspólnie czas. Koło ringu kręciłem się zatem od dziecka.

Pamięta Pan jeszcze turniej Felixa Stamma i zwycięstwo Lennoxa Lewisa w kategorii superciężkiej?
Oczywiście. Wcześniej wygrał m.in. z nieżyjącym już Marianem Klepką. Doskonale pamiętam jak Marian biegł po trzeszczących schodach krzycząc: „Gdy trafiał, czułem jak wyrywa mnie z butów!”. Lewis reprezentował wtedy Kanadę. To był 1987 rok, tuż przed Seulem. Przyjechał wówczas do Polski z bardzo ciekawym pięściarzem kategorii półciężkiej Marcusem Egertonem.

Niespełna ćwierć wieku później "The Lion" odwiedził Halę Mirowską już jako Brytyjczyk i wieloletni czempion.
Pomogłem wtedy uratować imprezę Tomka Babilońskiego. Sprowadziliśmy Lewisa w zastępstwie Mike’a Tysona. Tomek - młody, ambitny człowiek - ślepo zaufał pewnemu oszustowi z Londynu. Z tego co wiem, nadal się z nim procesuje. Trzymam kciuki, aby odzyskał zainwestowane pieniądze. Chodziło o sporą sumę. W tym konkretnym przypadku jego niestandardowy pomysł - których ma wiele - zaliczył brutalne zderzenie z rzeczywistością.

Gdy Babiloński zadebiutował na antenie Polsatu zaczęto zestawiać go z Wilfriedem Sauerlandem. Pan jednak szybko zrezygnował z roli Klausa Petera-Kohla. Postawiliście na współpracę.
Połączenie sił wydawało się całkowicie naturalne. Dyrektor Marian Kmita - szef Polsatu Sport, hegemona na rynku bokserskim w Polsce, preferuje chyba model, który przez lata sprawdzał się w HBO, czyli kilku promotorów w jednej stacji. System niemiecki to jedna grupa - jedna stacja. Polska to jednak zupełnie inny rynek, ani nie niemiecki, ani nie amerykański. Rynek dużo biedniejszy i to zarówno finansowo, jak i produktowo. Miałem w ostatnich dniach sporo czasu na refleksje. Zastanawiałem się, w którym miejscu jesteśmy? W jakim kierunku zmierzamy? I pierwszy raz powiem to głośno: wydaje mi się, że polski boks wchodzi w głęboki kryzys. Telewizja Polsat robi wiele, dla boksu wiele. Sprawia, że sport ten jest świetnie opakowany, odbywa się dużo znakomicie zorganizowanych telewizyjnie gal. Jednakże, jeżeli porównamy sam poziom i prestiż sportowy dzisiejszych walk, z tymi które udało nam się załatwić kilka lat temu - choćby dwa razy Cunningham, Palacios, Fragomeni, trzykrotne konfrontacje o mistrzostwo Europy Rafała Jackiewicza - to wygląda to dosyć skromnie. Takich starć nikt dziś w Polsce nie organizuje. Brakuje moim zdaniem większych wyzwań sportowych, większego ładunku sportu w wymiarze międzynarodowym, a to właśnie część sportowa powinna być kręgosłupem rozwoju boksu. Do wspaniałej broni - perfekcyjnych telewizyjnych produkcji - musimy dobrać odpowiednią amunicję. Minęło już ponad pięć miesięcy 2015 roku i na naszej ziemi odbyła się zaledwie jedna walka, którą międzynarodowy świat bokserski tak naprawdę interesował - eliminator WBO Głowacki-Seferi…

Atrakcyjne starcia polsko-polskie to tylko pozorna korzyść?
Mam poważne wątpliwości, czy większość walk polsko-polskich w dłuższej perspektywie cokolwiek buduje. Wystarczy spojrzeć na światowe listy. Rankingi to oczywiście rzecz umowna, są często krytykowane, ale to właśnie obecność na nich jest przepustką do walk o tytuły. Bez budowania pozycji, Polacy, jeżeli w ogóle będą boksować o jakieś tytuły, to zupełnie przypadkowo i wyłącznie w kategorii przeciwników. Myślę, że to ostatni dzwonek, aby próbować tutaj coś zmienić. Model podziału polskiego niedużego rynku bokserskiego na kilka małych grupek, może okazać się w dłuższej perspektywie szkodliwy dla mądrego i właściwego prowadzenia karier młodych zawodników, a co za tym idzie potencjalnych następców Tomka Adamka czy Diablo. Takie jest moje zdanie. W Polsce jest po prostu bardzo niewielu pięściarzy. Darek Michalczewski napisał w swojej autobiografii, że Peter-Kohl był człowiekiem, który wyciągnął niemiecki boks z piwnic na salony. Mam wrażenie, że my dzisiaj jesteśmy na salonach: mamy bardzo dobry czas antenowy i świetnego telewizyjnego partnera. Tyle że, za chwilę może się okazać, iż sam produkt jest słaby. Wtedy zaczniemy być automatycznie gorzej traktowani. Dopływ środków się zmniejszy i nasz boks powróci do piwnic. Bardzo się tego boję. Myślę, że to odpowiedni moment, aby się zjednoczyć i wspólnie nakreślić kilkuletnią strategię. Starannie wyselekcjonować grupę dobrze rokujących pięściarzy. Takich, którzy będą w stanie zaznaczyć swoją sportową obecność przynajmniej na mapie Europy. Należy tych wybrańców bardzo cierpliwie prowadzić, mieć plan i konsekwentnie go realizować. Jeżeli nie zrozumiemy tego szybko, obawiam się, że będzie trudno wychować sportowo i wypromować kolejnych światowej klasy zawodników.

Ostatnim polskim czempionem był wspomniany przez Pana Krzysztof Włodarczyk. Do tego pięściarza musi mieć Pan szczególny sentyment. To dzięki niemu trafił Pan do boksu.
Tak, historia była bardzo zabawna. Trenowałem rekreacyjnie boks w Gwardii Warszawa z moim ukochanym trenerem Zbyszkiem Raubo. Któregoś dnia Zbyszek - który był jednocześnie opiekunem Krzyśka - poprosił mnie, żebym został jego menadżerem. "Nie mam o tym zielonego pojęcia" - zareagowałem. Zbyszek potrafił mnie jednak przekonać: "Słuchaj, ty nie masz pojęcia i ja nie mam pojęcia, ale mnie jeszcze łatwiej oszukają niż ciebie" (śmiech).

To prawda, że w tamtym czasie Włodarczyk był obiektem drwin?
Krzysiu zbliżał się do swych osiemnastych urodzin i nie był zadowolony z traktowania na sali. Bardzo nieprzychylnym okiem patrzył na niego bezpośredni przełożony Zbyszka. Krzysiek był bliski natychmiastowego zakończenia kariery. Na szczęście przeszedł na zawodowstwo. (...)

Pięściarze to trudni współpracownicy?
Tak, choć wychodzę z założenia, że muszą to być trudni ludzie. Jedynie osoby z bardzo mocnymi charakterami mogą dojść w tym sporcie naprawdę wysoko. Boks to dyscyplina, która nie wybacza błędów. To najbardziej kontaktowy ze wszystkich sportów. Tu nie możesz na chwilę gdzieś się schować, odpocząć, usiąść na ławce rezerwowych. Przeciwnik chce urwać ci głowę i z takim przeświadczeniem musisz być gotowy stawić mu czoła.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Dariuszem Michalczewskim. Wyznał, że będąc w Universum koncentrował się wyłącznie na boksie, nie wybrzydzał w kwestii rywali. John Molina Jr. zapytany przez amerykańskich dziennikarzy o wymarzonego przeciwnika, odparł: "Gdyby Al Haymon kazał mi bić się jutro z Godzillą i King Kongiem na parkingu, zaraz bym tam był". Zawodnikom boksującym w Polsce brakuje takiego podejścia?
Darek i inni zawodnicy Petera-Kohla byli bohaterami tak trochę przed mikrofonem. Gwiazdami pozostawali jednak dla kibiców i mediów. Universum to było doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo. W relacjach wewnątrz firmy pięściarze nie wyrastali raczej ponad relacje pracodawca-pracownik. My przez lata także utrzymywaliśmy taki model. Nie zamierzałem pytać się zawodników z kim i kiedy chcą boksować. Przychodziła oferta i to na mnie spoczywała odpowiedzialność wynikająca z jej akceptacji. Musiałem trzeźwo ocenić czy warto zaryzykować, czy może tym razem lepiej odpuścić. To był dobry system, najlepszy jaki znam. Niestety z biegiem czasu uległ degradacji. Co było powodem? Wydaje mi się, że mój wspólnik Piotr Werner podchodził do zawodników znacznie łagodniej niż ja. Dziś, zwłaszcza starsi pięściarze, w ogóle nie stosują się do pierwotnie przyjętych zasad. Co chwilę słyszę, że ktoś zastanawia się czy przyjąć ofertę, czy też wycofać się z walki. Dla mnie to śmieszne. Świat jest pełen ludzi, którzy przechodzą obok życiowych okazji, które nigdy później już się nie pojawiają. Jeżeli zdecydowałeś się na tak ciężki zawód jak boks, to sięgnięcie po tytuł powinno być twoim największym marzeniem. A tutaj? Pojawia się mistrzowska szansa, zawodnik ma odpowiedni czas na przygotowania, może zarobić godziwe pieniądze i nie podejmuje rękawicy. Nie mówimy co gorsza o odosobnionym przypadku.

Dawida Kosteckiego zagłaskaliście?
Z punktu widzenia czysto biznesowego, inwestycja w Dawida to absolutna, totalna klapa.

Liczył pan kiedyś, ile na nim straciliście? Już sam jego powrót za kratki słono was kosztował.
W przypadku Dawida, podobnie jak i Artura Szpilki, polski wymiar sprawiedliwości wykazał się wyjątkową aktywnością. Adwokat Kosteckiego zaniedbał drobną procedurę i nagle - ni z gruszki, ni z pietruszki - przed budynkiem telewizji Polsat pojawiło się CBŚ. Dawid wychodził właśnie z wywiadu, nie miał zamiaru się ukrywać. Aresztowało go kilku panów z bronią maszynową w rękach. Niespodziewanie zdecydowano się na nadzwyczajną procedurę. Wcześniej mieliśmy wszystko dokładnie wyliczone. Nie dopuszczaliśmy możliwości, że nie dojdzie do walki z Royem Jonesem. Dawid miał dostać "bilet" pocztą, z odpowiednim terminem do stawienia się w zakładzie karnym. Postawiono jednak na show, w wyniku którego Dawid stracił walkę życia i wielkie pieniądze dla swojej rodziny. My również ponieśliśmy niepowetowane straty finansowe najadając się w dodatku wstydu. Bezpośrednio po zatrzymaniu robiliśmy co w naszej mocy, aby uratować sytuację. Rozmawiałem z Romanem Giertychem, rozmawiałem z najznamienitszymi polskimi prawnikami. Spotkałem się nawet z wybitnymi sędziami w sprawach karnych. Wszyscy opowiadali się za tym, aby nie krzywdzić młodego człowieka, dla którego boks to jedyne realne źródło zarobkowania. Nie oszukujmy się, polski wymiar sprawiedliwości nie ucierpiałby, gdyby Dawid stawił się w więzieniu kilka dni później. Jedyna różnica byłaby taka, że pięcioosobowa rodzina z trójką małych dzieci miałaby z czego żyć. (...)

Artura Szpilkę grypsowania chciał oduczyć sam Andrzej Gołota.
Odwiedził Artura w areszcie na moją prośbę. Andrzej był jednym z jego idoli.

Jego wizyta nie przyniosła zamierzonego rezultatu. Usłyszał od Szpilki, że ten nigdy nie uciekłby ani z ringu, ani przed polskimi organami wymiaru sprawiedliwości. Widzenie zakończyło się wcześniej niż zakładano.
Spotkanie odbyło się w Areszcie Śledczym na Montelupich w Krakowie. Chcieliśmy, aby Artur dał sobie pomóc i szybciej wyszedł na wolność. Zareagował alergicznie. Chciał zamanifestować żelazność zasad i charakterność. Po wyjściu z aresztu, Andrzej, który przecież sam w życiu sporo widział, zadzwonił do mnie i ze swoim wdziękiem, troszeczkę się jąkając powiedział, że nic z tego nie wyszło. Zasugerował, abym spróbował zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować chłopaka. "Jeśli będziecie bierni, to on tam zostanie i ten system go zniszczy" - dokończył.

Cały wywiad z Andrzejem Wasilewskim na Sporteuro.pl >>

Add a comment

W piątek około godz. 20.00 czasu polskiego w Baku zapłonął znicz historycznych 1. Igrzysk Europejskich. Genialna, niepowtarzalna, zapierająca dech w piersiach – takie określenia przewijają się w komentarzach po ceremonii otwarcia. Jeśli Azerowie utrzymają ten poziom przez całą imprezę to możemy być spokojni o niepowtarzalne emocje.

Podczas ceremonii otwarcia zaprezentowały się m.in. nasze obie reprezentacje w boksie – kobiet i mężczyzn, którym towarzyszyli trenerzy Paweł Pasiak i Tomasz Potapczyk.

- Wszystko jest perfekcyjnie przygotowane na przyjazd najlepszych sportowców z Europy – mówi trener kadry narodowej kobiet. – Nad organizacją i porządkiem pracuje dziesięć tysięcy. Azerowie wydali 4 miliardy dolarów tylko na budowę nowoczesnego osiedla dla sportowców. Nigdy i nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Mamy do swojej dyspozycji dosłownie wszystko, w tym znakomite sale do treningów.Losowanie turniejów bokserskich odbędzie się w poniedziałek. My nie tracimy jednak czasu i jesteśmy już po dwóch treningach, a w sobotę dziewczyny będą pracować razem z Francuzkami. Przewiduję m.in. sparingi zadaniowe. Kadrowiczki są zdrowe, powoli się aklimatyzują, bo mamy straszny upał po 30 stopni a przy tym jest duszno i wieją strasznie mocne wiatry. Oczywiście walczymy z tym – zakończył trener Paweł Pasiak.

Tak, jak wspomniał trener kadry w poniedziałek nasze zawodniczki i zawodnicy poznają pierwszych rywali i drogi, jakie mogą ich ewentualnie zaprowadzić do medali. Pierwsze walki mężczyzn rozpoczną się we wtorek (16 czerwca), zaś panie pierwsze walki stoczą w piątek (19 czerwca).

Add a comment