Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Max SchmelingKiedy rozpoczęła się kariera Schmelinga? Gdzie należy postawić tę kreskę, przed którą nie było niczego, a po której - urodził się mistrz świata? Czy ustalenie takiej granicy jest w ogóle możliwe? Raczej nie! Ale za to można z pewnością znaleźć w życiu Schmelinga okres, w którym był zerem, w którym nie reprezentował nic i w którym nie zdradzał żadnych zadatków na znakomitość.

Był zawsze bardzo sprytny - to prawda! Jeszcze grubo, grubo przed wojną (było to zdaje się w 1908 roku) znaleziono w Hamburgu na Lombardsbruecke malca, który tak zapamiętale przypatrywał się pokazom łyżwiarzy figurowych, że wsadził głowę między pręty, skąd już nie było wyjścia. W takiej pozycji można wytrzymać dopóki jegomość kręci piruety i krzesze łyżwą iskry, ale potem, miły Boże, główka zaczyna boleć i na to nie poradzą najświętsze zainteresowania sportowe. Przyszły mistrz świata zaczął się drzeć i fikać nogami i w rezultacie przechodnie uwolnili trzyletniego malca z żelaznego uścisku.

- Jak się nazywasz przebrzydły szczeniaku?
- Mackie Schmeling!
- Gdzie mieszkasz?
- Nie pamiętam!

Masz babo placek! Co z tym fantem zrobić? Odprowadzić na policję? Iść do biura adresowego? Z skąd pewność, że Schmeling to istotnie jego nazwisko? Wszelkie próby wyciśnięcia jakichkolwiek informacji adresowych spełzły na niczym. Mackie Schmeling - i nic więcej! Aż nagle sobie przypomniał: - Landrynki zawsze kupuję na rogu Brennerstrasse! Teraz odstawiono go do domu bez trudności.

Tego dnia Max Schmeling nie poszedł po landrynki. Siedział w kąciku i rozdzierająco szlochał. Było to- jak dziś przyznaje z uśmiechem - największe lanie, jakie kiedykolwiek otrzymał! Papa Schmeling, stary bosman miał ciężką rękę...

Tyle właściwie wiemy o pierwszych latach boksera. Schmeling poza tą anegdotką niewiele pamięta, a jeszcze mniej chętnie o tych czasach opowiada.
Czym ma się zresztą chwalić? W domu było nudno i z gotówką nietęgo. Klepało się biedę, dopóki Vater pracował na linii Hamburg- Ameryka, a cóż dopiero mówić- potem. W okresie wojennej zawieruchy, starego wzięli na pancernik.

Stara Schmelingowa, kobieta w miarę prosta, w miarę prymitywna objęła zarządzanie gospodarstwa, w którym jedynym inwentarzem była córka i dwóch synów. Wychowania w głębszym sensie nie było i być nie mogło. Każdy wychowywał się sam jak potrafił.
Trzeba było zmienić mieszkanie, przenieść się do mniejszej izby. Wynajęto dwa pokoiki w Rothenburgsort, w tej samej dzielnicy, w której w dwadzieścia lat potem stanęła największa w świecie kryta widownia sportowa Hanseatenhalle i gdzie Schmeling odniósł jeden ze swych największych sukcesów życiowych: tu zniesiono z ringu półprzytomnego Hamasa - The Hurracan...

Mając lat jedenaście Max doszedł do przekonania, że już najwyższy czas zacząć zarabiać na swoje utrzymanie.- Dlatego też postanowiłem, kochana mamusiu, ulżyć ci i przyjąć posadę gońca w aptece- zakomunikował któregoś dnia.

Pani Amanda rozpłakała się ze wzruszenia. Jak to ładnie z jego strony, jak to pięknie! Pamiętałeś Mackie o starej matce... Niech ci Pan Bóg wynagrodzi. Doczekałam się dobrych dzieci!
Max był skrupulatny. Z dokładnością dostępną jego skromnym umiejętnościom rachunkowym dzielił w sobotę pensję na dwie równe części: jedną dla matki, drugą- dla kwiaciarza. I walił z pękiem róż do aptekarzówny. Była to jego pierwsza miłość...

Miał ich potem setki. Ciekawe, że to skryte, zamknięte usposobienie traciło całą swoją rezerwę w zetknięciu ze spódniczką! Taki był cale życie, że w stosunku do mężczyzn, do otoczenia, do gromady był zimny i odpychający- zaś w stosunku do niewiast dziecinnie łatwowierny i skłonny do zakochania.

Rękę miał lekką. Łatwo mu było zawrócić głowę, ale jeszcze łatwiej tracił zainteresowanie, zniechęcał się do swego "Schatza".

Czy miał powodzenie? Skoro aptekarzówna nie oparła się gońcowi, jakaż Gretchen mogłaby dać kosza mistrzowi świata?
Aptekarzówna cieszyła się sympatią Schmelinga przez kilka miesięcy. Potem wpadła mu w oko córka malarza pokojowego. Wobec tego porzucił tamtą pracę i wziął się do rozcieńczania farb.
Tam też nie zrobił kariery. Po roku zaangażował się do Hagenbecka. Chodził po zwierzyńcu i pokazywał ludziom okazy w największym ogrodzie zoologicznym świata. Był to fach znakomity i nietrudny. Wystarczyło mieć dobre oczy, aby przeczytać napisy na tabliczkach objaśniających i już można było paplać kwadransami:
- Tygrys zamieszkuje...
Schmeling robił to znakomicie!

cdn.

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>

Opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com{jcomments on}