Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Grzegorzem Proksą, w której były mistrz Europy wagi średniej ocenia piątkową walkę swojego syna Artura z Jakubem Targielem i analizuje planowany na najbliższe miesiące pojedynek Kamila Szeremety z Gienadijem Gołowkinem.
> Add a comment>
Dziś na gali w Konarach kolejny amatorski pojedynek stoczy Artur Proksa - syn byłego mistrza Europy wagi średniej Grzegorza Proksy. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z młodym pięściarzem, który skrzyżuje rękawice z Jakubem Targielem.
> Add a comment>
Niedawno opublikował Pan zdjęcie, na którym jest Pan między innymi z Krzysztofem Głowackim, „Diablo”, czy też Kamilem Szeremetą. Gdyby ktoś zrobił sobie prawie 2-letnią przerwę w śledzeniu wydarzeń na bokserskiej scenie, mógłby pomyśleć, że szykuje się Pan do swojej kolejnej walki.
Grzegorz Proksa: Spędzałem wakacje u siebie w Kościelisku i podjechałem do chłopaków, bo mieli akurat zgrupowanie. Okazało się, że jest możliwość wspólnego treningu, ponieważ wciąż cały czas się ruszam, utrzymuję tę aktywność. Trochę potrenowaliśmy, ale nie wysuwałbym daleko idących wniosków, że szykuje się do powrotu. O formę dbam cały czas, dla siebie, ale jeszcze nie myślę o powrotnej walce.
Ostatni pojedynek stoczył Pan prawie dwa lata temu, ale oficjalnie wciąż jednak nie zakończył Pan kariery.
Oczywiście, nie zakończyłem. Aktualnie zajmuje się swoimi biznesami i wychowuję dzieci.
Ciągnie wilka do lasu?
Bardzo. Tęskni się za tym, zwłaszcza że ciągle ma się kontakt z tym sportem. Człowiek śledzi to, co się dzieje w świecie boksu, nie da się tak z dnia na dzień zrezygnować z czegoś, co się robi przez 17-18 lat. Od najmłodszego wieku.
Toczenie zawodowych walk traktował Pan jak narkotyk, jak coś bez czego nie można żyć?
Był to jakiś sposób życia. Ukierunkowany byłem całkowicie na sport i trudno jest teraz bez czynnego uprawiania boksu, bo tęsknię za zapachem gymu, za wspólnymi zgrupowaniami z chłopakami. To jest trudne, ale na razie tak musi być.
Pełna treść artykułu na Boxing.pl >>
> Add a comment>
Były mistrz Europy Grzegorz Proksa na własnej skórze poczuł destrukcyjną siłę króla kategorii średniej Giennadija Gołowkina. Mistrz świata organizacji WBA i IBF z Kazachstanu w sobotę na gali w Inglewood wybił Dominikowi Wade’owi marzenia o tytule już w drugiej rundzie.
Widowiskowe nokauty Giennadija Gołowkina stają się chlebem powszednim. Kolejny pogrom zrobił na Panu wrażenie?
Grzegorz Proksa: Nokaut był do przewidzenia, ale więcej spodziewałem się po Amerykaninie, lecz zderzył się z ogromną siłą destrukcyjną Gołowkina. To było widać chociażby w tym, że powaliły go ciosy bite na bark (śmiech). To pokazuje, jakim mismatchem (zestawienie rywali o dużej różnicy w umiejętnościach – przyp.) był fakt, że Wade przystąpił do tej walki z pozycji oficjalnego pretendenta do tytułu. Walka pokazała, że Wade swoim poziomem nie jest w stanie przebić się przez umiejętności Gołowkina.
Podobne losy spotykały przeciwników braci Kliczków w wadze ciężkiej, którzy po przegranych starciach z Ukraińcami już nigdy nie byli takimi samymi pięściarzami. Pan doświadczył tego samego, coś mimowolnie „przestawiło” się Panu w głowie?
Do momentu walki z Gołowkinem uważałem, że byłem najciężej trenującym zawodnikiem na świecie. Sądziłem, że nikt ciężej ode mnie nie pracował i więcej nie poświęcał. Po prostu nie wyobrażałem sobie zawodnika, który może mi w jakiś sposób zagrozić. Aż pewnego razu na swojej drodze spotkałem maszynę.
Maszynę?
Dosłownie. Śmiało mogę tak nazwać człowieka, który ma ścięgna chyba z innej planety, bo przecież nie jest typowo „pociętym” kulturystą i nie wygląda jak „dzik”. To było dla mnie zdumiewające doświadczenie. Po walce zacząłem sam siebie pytać, co jeszcze musiałbym zrobić, żeby tego gościa kiedykolwiek pokonać.
Czy temat Pana powrotu na ring wciąż jest otwarty?
Oczywiście, dlatego nie ogłosiłem końca kariery.
Bije się Pan z myślami?
Cały czas… Jestem w delikatnym treningu, bo nie można nagle zerwać z tym, co robiło się prawie 20 lat. Boks, w pewnym stopniu, jest stylem mojego życia, dlatego robię sobie trening, a następnie poświęcam się innym obowiązkom.
Pełna treść artykułu w "Gazecie Krakowskiej" >>
> Add a comment>
Dwukrotny mistrz Europy wagi średniej Grzegorz Proksa (29-4, 21 KO) otrzymał propozycję sparingów z mistrzem świata federacji WBA Giennadijem Gołowkinem (32-0, 29 KO) - poinformował na Twitterze Przemek Garczarczyk.
30-letni Polak miałby w najbliższych dniach wylecieć do Kalifornii, żeby wziąć udział w obozie przygotowawczym Kazacha do majowej walki z leworęcznym Willie Monroe Jr (19-1, 6 KO). Proksa z propozycji "GGG" nie skorzysta, ponieważ niedawno został dyrektorem sportowym klubu piłkarskiego GKS Katowice i aktualnie w całości poświęca się pracy na zapleczu futbolowej ekstraklasy.
Pięściarz z Węgierskiej Górki miał okazję w 2012 roku walczyć z Gołowkinem. Proksa przyjął pojedynek z trzytygodniowym wyprzedzeniem, przegrywając ostatecznie przez techniczny nokaut w piątej rundzie.
> Add a comment>
Niewykluczone, że listopada walka z Maciejem Sulęckim była dla byłego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi średniej Grzegorza Proksy (29-4, 21 KO) ostatnim występem na bokserskim ringu. Pięściarz z Węgierskiej Górki objął dzisiaj oficjalnie stanowisko dyrektora sportowego piłkarskiego zespołu GKS Katowice i zawiesił swoją karierę pięściarza.
- Nie mogę potwierdzić, że kończę karierę. Przechodzi ona w stan zawieszenia - skomentował w rozmowie z ringpolska.pl Proksa.
- Na dzień dzisiejszy całkowicie koncentruję się na pracy w klubie i spółce GKS GieKSa Katowice - powiedział dwukrotny mistrz Europy, który poza bokserskimi występami, od kilku lat zasiada również w radzie nadzorczej Banku Spółdzielczego w Węgierskiej Górce.
http://www.youtube.com/watch?v=oAY7MDdFlu4
> Add a comment>
Dwukrotny mistrz Europy i były pretendent do tytułu mistrza świata wagi średniej Grzegorz Proksa (29-4, 21 KO) został nowym dyrektorem sportowym występującego w pierwszej lidze piłkarskiego klubu GKS Katowice.
"Proksa to wierny sympatyk katowickiego klubu, któremu kibicuje od dziecka i postać niezwykle zaangażowana w życie piłkarskie przy Bukowej. Od dzisiaj będzie również starał się budować potęgę GieKSy jako pracownik klubu." - czytamy w oficjalnym komunikacie.
- Zdaję sobie sprawę, jak wielka jest presja wyniku przy Bukowej i jakie są oczekiwania Zarządu Klubu i sympatyków. Objęcie tego stanowiska to dla mnie wielkie wyzwanie, któremu postaram się sprostać. Liczę, że kibice włączą się w nasze wspólne dzieło budowania silnego klubu i będą wspierać katowicką drużynę - przekazał Proksa, który po raz ostatni boksował w listopadzie ubiegłego roku, przegrywając przed czasem z Maciejem Sulęckim.
> Add a comment>
Dwukrotny mistrz Europy i były pretendent do tytułu mistrza świata wagi średniej Grzegorz Proksa (29-4, 21 KO) wciąż nie podjął decyzji odnośnie swojej bokserskiej przyszłości. "Nice Super G" w listopadzie przegrał przez nokaut z Maciejem Sulęckim, ponosząc trzecią porażką w ciągu czterech ostatnich ringowych występów.
Będzie Pan jeszcze walczył? Kariera sportowa znajduje się w zawieszeniu, czy po prostu zbliża się ku końcowi?
Grzegorz Proksa: Nie odpowiem na to pytanie.
- Proszę przynajmniej określić swoją obecną sportową sytuację tekstem z którejś ze znanych polskich komedii. Słyszałem, że lubi Pan je cytować. „Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem”?
Po walce z Maćkiem pasuje cytat z Nikosia Dyzmy, kiedy spogląda w lustro nad ranem po rządowym rauszu i stwierdza: „kompletna korozja” (śmiech). Tak na poważnie, nie znajduje się w komicznej sytuacji i dziś wygląda to inaczej. Na jej określenie wybrałbym inny cytat, ze spektaklu Teatru Telewizji reżyserii Juliusza Machulskiego „19. Południk”. Ale to chyba nie czas i nie miejsce.
- Nie chce się Pan wypowiadać na temat swojej przyszłości w sporcie, nic się w tej kwestii nie zmieniło? Na każde zadane pytanie o boks odpowie Pan: pomidor?
Mam jakieś przemyślenia, wnioski. Nie zakładałem porażki, ale każda czegoś uczy.
Domyślam się, że nie jest łatwo łączyć treningi z normalną, codzienną pracą. Po Pana porażce na PBN trener Fiodor Łapin zasugerował, że powinien Pan głęboko zastanowić się nad tym, co tak na prawdę chce w życiu robić. Ekstraklasowy sędzia Marcin Borski dla gwizdania porzucił kiedyś rolę pełnomocnika Zarządu KGHM. Był Pan kiedykolwiek gotów na tak daleko posunięte poświęcenie?
- Cała moja kariera to jedno wielkie poświęcenie. Pierwsze 4 lata w Budapeszcie bez żony i małych dzieci. Później dwa lata samowolki trenerskiej, jako bunt przeciwko życiu z dala od rodziny. Następnie refleksja, zrozumienie, że bez tych poświęceń nie da się niczego wielkiego osiągnąć. Krótki epizod z panem Gmitrukiem, potem stała współpraca z Fiodorem Łapinem. Jestem za stary, żeby ktoś mówił mi jak mam żyć. Rozumiem położenie trenera, wiem że chciałby jak najlepiej, ale to tak nie działa. Czasami trzeba znaleźć się w czyjejś sytuacji, nie tylko myśleć według schematu. Moim zdaniem trener o tym wie, tylko nie wypada mu mówić inaczej. Ostatnio przyszły porażki. Szukanie na siłę ich usprawiedliwienia, zwalanie winy, czy wybielanie się, nie leży w mojej naturze. Jeżeli trener czuje się z tym lepiej, kiedy udziela takich wypowiedzi – jego sprawa.
Pełny zapis rozmowy z Grzegorzem Proksą na Sporteuro.pl >>
> Add a comment>
Grzegorz Proksa (29-4 21 KO) długo będzie dochodził do siebie po przegranej walce z Maciejem Sulęckim (19-0, 4 KO). Chwila nieuwagi wystarczyła, by Proksa poniósł porażkę w debiucie na polskich ringach.
Choć "Nice Super G" ma już 30 lat i 32 walki na koncie, nigdy nie walczył w ojczyźnie. To były mistrz Europy i pretendent do tytułu mistrza świata był faworytem tej walki, która zapowiadała się pasjonująco. Ale wcale taka nie była.
W siódmej rundzie dał o sobie znać cios Sulęckiego. Proksa odsłonił całą lewą stronę, a warszawianin mógł tylko zapytać, w co uderzyć. Pięściarz, który do tej pory tylko trzykrotnie nokautował rywali, tym razem właśnie w ten sposób pokonał bardziej doświadczonego Proksę. - Co mam powiedzieć? Udało się! Jestem szczęśliwy - powiedział zwycięzca.
Co innego Proksa, który przegrał po raz czwarty w zawodowej karierze. Tuż po walce było widać, że z minuty na minutę jego twarz jest co raz bardziej spuchnięta. Ma złamaną żuchwę, długo będzie do siebie dochodził.
>
Były mistrz Europy wagi średniej Grzegorz Proksa (29-4, 21 KO) został znokautowany w siódmej rundzie przez Macieja Sulęckiego (19-0, 4 KO) na gali w Krakowie. Do momentu przerwania walki Sulęcki prowadził wysoko na punkty.
Sulęcki zdecydowanie lepiej wszedł w pojedynek, dobrze pracował na nogach i nie pozwalał Proksie na skrócenie dystansu. Pięściarz z Warszawy punktował ciosami prostymi, wykorzystując przewagę warunków fizycznych oraz nisko opuszczone ręce rywala.
Proksa zaczął odrabiać straty w piątej rundzie, jednak w dalszym ciągu Sulęcki skutecznie odpowiadał. Proksa trafiał pojedynczymi ciosami z lewej ręki, ale nie mógł wejść we właściwy rytm.
Koniec walki przyszedł w pod koniec siódmego starcia, kiedy Proksa najpierw zainkasował w półdystansie mocny cios z prawej ręki, a po chwili Sulęcki powtórzył tą samą akcję. Proksa ciężko padł na matę ringu i został wyliczony. Dla Sulęckiego była to zdecydowanie najcenniejsza wygrana w karierze.
>
Dziewięć lat po debiucie na zawodowym ringu Grzegorz Proksa (29-3, 21 KO) stoczy pierwszą walkę w ojczyźnie. W sobotę w Krakowie 30-letni „Super G” zmierzy się z młodszym o pięć lat Maciejem Sulęckim (18-0, 3 KO). Pojedynek zakontraktowany na 10 rund musi rozstrzygnąć na swoją korzyść, by po ubiegłorocznej porażce z Sergio Morą polscy kibice nie spisali go na straty. Faworytem jest Proksa.
Przemysław Osiak: Emocje opadły, czy nadal chce pan utrzeć nosa Maciejowi Sulęckiemu za nieprzychylne komentarze na temat pana ostatnich walk?
Grzegorz Proksa: Właśnie po to walczymy, bym utarł mu nosa. Jestem człowiekiem pamiętliwym, a apogeum mojej złości nastąpi w sobotę. Nie jestem jednak zdenerwowany. Po prostu chcę go pokonać i tyle.
Które słowa przeciwnika najbardziej pana zdenerwowały? Prognoza, że po porażce może się pan stać tak zwanym bumem?
Grzegorz Proksa: Zaczął pan od prowokacji. Niepotrzebnie. Do walki podchodzę ze spokojem. W ringu wykonam swoją pracę. Nie ja będę się wstydził za swoje słowa, tylko przeciwnik. Jest młodym człowiekiem, musi nabrać pokory. I ja go tej pokory nauczę.
Sulęcki celowo starał się wzbudzić zainteresowanie pojedynkiem, gdy jeszcze nie było wiadomo, że będziecie walczyć?
Grzegorz Proksa: Wydaje mi się, że nie do końca zdawał sobie sprawę, że ten pojedynek się odbędzie. Chciał sobie wyrobić nazwisko, posługując się moim. Dzięki telewizji Polsat daję mu szansę walki. Zobaczymy, na ile jego słowa przełożą się na czyny. Ja zamierzam mu pokazać, że nie jest tak dobrym pięściarzem, za jakiego się uważa. Nie wykorzysta tej szansy. Przegra.
Szykuje się też ciekawa rywalizacja w narożnikach – Fiodor Łapin kontra Andrzej Gmitruk.
Grzegorz Proksa: Trenerzy nie boksują. Nie oni przyjmują ciosy, nie oni muszą na nie reagować. Szkoleniowiec pomaga zawodnikowi tylko do pewnego momentu. Wszystko zależy od nas.
Gmitruk twierdzi, że wspólnie ze swoim zawodnikiem dobrze przeanalizował walki, w których rywale odkryli pana słabe punkty.
Grzegorz Proksa: Jasne, mogli oglądać moją niesłusznie przegraną walkę z Kerrym Hope'em lub potyczkę z Sergio Morą. Obie poprzedzały różne zawirowania. Jestem mężczyzną, nie będę się tłumaczył. Ale teraz jestem w świetnej formie i tyle. Sulęcki bardzo się zdziwi. A trener Gmitruk może się już zastanawiać, jak popracować nad psychiką Maćka po pierwszej rundzie walki.
Pełna rozmowa z Grzegorzem Proksą w "Przeglądzie Sportowym" >>
>