Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Max Schmeling

Po meczu promieniejący Buelow zaciągnął sędziego Krenzla, Maxa i kilku młodych dziennikarzy do piwiarni.
Stary Krenzel, mistrz eleganckiego boksu i wesołej gawędy, rozpuścił język. Sypał z rękawa kawałami, opowiadał przygody z przeszłości, sięgał do przedwojennych triumfów Johnsona i Sullivana, od czasu do czasu przeplatał je prehistorycznymi opowiadaniami z początków boksu, bawił towarzystwo w sposób interesujący i miły.

Buelow słuchał jednym uchem i mrugał potakująco. Jego całą uwagę pochłaniał pupil, który właśnie wcinał sznycel po wiedeńsku. Tamci panowie, szczupli i bladzi, siedzieli przy pilznerze, im wystarczała intelektualna pożywka rozmowy. Ale Schelling uważał za sprytne pociągnięcie zasilić jednocześnie swoje ciało kotletem, który bądź co bądź pójdzie na rachunek fundatora.

- Założę się o sto tysięcy, że nigdy nie zgadlibyście, w jaki sposób trafiłem do boksu!- krzyczał na półstali rozanielony Krenzel.
- W niewoli nauczyli pana Anglicy- mruknął młody sprawozdawca "12 Uhr", który specjalizował się w badaniu historii pięściarstwa.
- Panie, jeśli pan już wszystko wie z góry, to lepiej będzie jeśli nie straci pan na próżno dzisiejszego wieczora na rozmowę z nami…

Konkurent z Nachtausgabe parsknął śmiechem."12 Uhr" zaczerwieniło się po białka.
- Ale sto tysięcy wygrałem! Przecież pan nie zaprzeczy, że jest pan wychowankiem boksu angielskiego.
- Zabrać go, bo będzie nieszczęście! Zabrać go! I dajcie mu na drogę te sto tysięcy, bo inaczej jutro nie ukaże się jego gazeta.
Roześmiali się na całe gardła. Śmiał się nawet młodzieniec z „12 Uhr”, który doszedł do przekonania, że będzie to najlepszy sposób zneutralizowania ataku.
- Życie mieliśmy na tej wyspie pod psem. Obóz jeńców otoczony był średniowiecznymi fortyfikacjami: piętrowe wały, fosa, trzy linie drutów kolczastych i na tym wszystkim spaceruje sto kroków w lewo, sto kroków w prawo mundur khaki.
Nuda – urwać się można! Mogliśmy wprawdzie pójść na roboty, ale większość z nas odmówiła zaciągnięcia się na służbę do wroga.
Musieliśmy więc patriotycznie próżnować. Pół dnia spędzaliśmy na czytaniu angielskich gazet i odcyfrowaniu z nich, jakie jest prawdziwe położenie frontu. Była to ciężka robota, bo wojenne komunikaty łgały tam prawie tak beznadziejnie jak w Austrii.
Ale co robić z resztą dnia? Można grać w szachy albo opowiadać o swojej miłości i figlach, ale nawet na tym gruncie fantazja się wyczerpuje i w rezultacie partnerzy opowiadają takie bzdury, że uszy puchną!


Myślałem już żeby zgłosić się do kuchni do obierania kartofli, albo do mieszania łyżką w kotłach, bo inaczej wyschniemy tu z przymusowej bezczynności.
I wtedy na Man przyjechał nowy dowódca obozu, który od razu znalazł dla wszystkich jeńców pracę. Od szóstej rano, od pierwszej pobudki aż do zmroku podawano nam sport w najrozmaitszych postaciach. Rano gimnastyka, potem boks, lekka atletyka i zapasy, wieczorem gry zespołowe oraz trochę zabawy.
Nastrój w naszym campie zmienił się nie do poznania. Cały dzień łaziliśmy po obozie zupełnie nago i dopiero na modlitwę i do raportu wkładaliśmy spodenki, żeby nasi zwierzchnicy w niebie i na ziemi nie speszyli się widokiem grzesznego ciała.
Ja poszedłem do boksu. To naprawdę zabawne, bo początkowo nie miałem na to wielkiej ochoty i myślałem, żeby raczej poświęcić się gimnastyce przyrządowej. Ale nasz kapitan, to tak zapalona głowa, że kiedy dostrzegł, że Niemiaszki stronią od pięściarstwa i uważają to za zajęcie gorszego kalibru, zarządził dla bokserów dodatkową porcję grochówki i sam stawał do sparringu.
Nie przysięgnę dzisiaj, co mnie kierowało do boksu: grochówka czy możliwość obicia gęby dowódcy obozu.
- I tak na grochówce wyrósł pan na mistrza Niemiec. Nigdy nie wiadomo, w jaki sposób uda się zrobić karierę.
Karierę. A cóż ja zrobiłem za karierę? Czy mam pieniądze? Czy kupiłem sobie dom? Czy zaprasza mnie prezydent, jak każdego durnia z Reichstagu? Czy mam wpływ na jakiekolwiek sprawy publiczne? Czy w ogóle coś znaczę?
Co wy ludzie nazywacie karierą? Czy zazdrościcie mi, że jak idę do urzędu to kilka godzin, to kilka osób odwróci głowę i powie: - Parz, to Krenzel! - To jest dla was kariera?
- Nie przesadzaj Kurt! Inkasowałeś i inne procenty od swojej popularności; gdyby nie to, że dziś się już ustatkowałeś i jesteś żonaty, gotów byłbym wymienić kilka dziewic, które olśnił blask tytułu mistrza Rzeszy…
- W żadnym razie nie mogę nazwać kilku buziaków- bokserską karierą. Ten twój wychowanek, to co innego.
Schmeling ma wszelkie dane zrobienia pierwszorzędnej kariery życiowej na boksie. Ale my, starcy… Żebym nawet był Dempseyem, nie potrafiłbym wykorzystać swoich możliwości, bo wówczas nie było u nas jeszcze odpowiednich warunków. Myśmy pracowali na popularność boksu, a dzisiejsi ludzie pracują na popularność własną. To jest różnica!
- Max słyszysz? Będziesz jeszcze zarabiał kiedyś sto razy tyle, ile wziąłeś dziś za nokaut Vongehra.
- Panowie żartują! 8000 marek- nie, to niemożliwe. Nie dam się nabrać!
- To jest zupełnie możliwe panie Arturze- nachylił się do ucha Buelowa Vossische Zeitung.- To silny człowiek. On pójdzie po trupach.
- Po znokautowanych w ringu trupach- uśmiechnął się do wizji przyszłości Buelow. - Ja właśnie na to liczę.

cdn

Jan Ball, opracował Krzysztof Kraśnicki (Ring Bulletin)

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (3) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (4) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (5) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (6) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (7) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (8) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (9) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (10) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (11) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (12) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (13) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (14) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (15) >>{jcomments on}