Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Schmeling

- Max siadaj, nie zawracał głowy!
Schmeling w dalszym ciągu uderzał szklanką w stół, aż zapanowała cisza. Kelnerzy dyskretnie cofnęli się pod ściany.
- Pan Buelow mówił tak długo - prawie wszystko wam już opowiedział. Ja chciałbym wtrącić tylko kilka luźnych uwag.
Po pierwsze - o moich rzekomych planach dowiedziałem się - tak jak i panowie - dopiero teraz. Nigdy ich z panem Buelowem nie ustalałem, nikogo nie upoważniałem do mówienia w moim imieniu!
- Max, daj spokój! Głupstwa mówisz, wstawiłeś się... Przecież jestem twoim opiekunem.
- Proszę mi nie przeszkadzać! Teraz ja mówię! Po drugie, panowie: do Ameryki nie zamierzam wyjeżdżać tak długo, dopóki nie zostanę najlepszym pięściarzem Niemiec. Jestem już w wadze ciężkiej i zapewniam pana, panie Buelow, że już nigdy nie będzie zrzucania wagi. Od jutra zaczynam karierę na nowo: będę szukał szczęścia w wadze ciężkiej.
Co się zaś tyczy pańskiej opieki, pozwoli pan, panie Buelow, że porachunek zostawię do stosowniejszej chwili. Tymczasem niech pan zapamięta jedno; swoją osobą rozporządzam sam! Zabraniam mówić panu w moim imieniu, zabraniam opowiadać idiotyczne historyjki!
Mój toast nie jest na sześć kacyków, dyrektorów czy mistrzów. Piję za zdrowie niemieckiego boksu!

Wszyscy unieśli się z miejsc. Do świadomości nawet najbardziej zalanych dotarło zrozumienie awantury pomiędzy menedżerem i mistrzem.
Łykali szampana, przez chwilę była cisza. Max usiadł pierwszy. Teraz nikt nie chciał zabierać głosu, nikomu nie chciało się wsuwać palców między skłóconą parę. Słychać było tylko bulgotanie nalewanego wina.
- Tak – powiedział półgłosem siedzący na końcu stołu prezes – więc z tego wynika, że panowie dotąd nie ustalili swoich planów. Ameryka – zapewne... należy jednak być w tych sprawach raczej ostrożnym, nie przesadzać w łapczywości. Cieszy mnie, że nasz młody przyjaciel...

"Nasz młody przyjacie" siedział na honorowym miejscu ze zwieszoną głową. Alkohol uderzył mu do głowy, ale nie odebrał przytomności. Max wiedział co mówi, pamiętał co czyni, jednak nie miał ochoty powstrzymywać się od robienia głupstw. Z taką samą beztroską miną nagadał głupstw Buelowowi, jak teraz skrupulatnie dopełniał solniczkę szampanem.
Nie miał już ochoty na wino, nie mógł patrzeć na kawę, ani dłużej wytrzymać w dymie tytoniowym. Te wszystkie łatki, które normalnie kupowały sobie kapralskie papierosy po trzy fenigi za sztukę, dorwały się nagle do cygar i ćmiły jedno za drugim.

Max resztką rozsądku odczuwał, że powinien wstać od stołu. Ale w tej chwili jego rozsądek był taki mały, maleńki. Dużo więcej znaczyła perswazja wygody: drzwi są tak daleko, a potem do toalet trzeba przejść jeszcze dwa czy trzy korytarze.

Dwa czy trzy? Na pewno, jeszcze raz na prawo i potem prosto do tego miejsca, gdzie wisi tabliczka „Herren”. Gdyby był kobietą, byłoby o wiele bliżej. A tak – trzy korytarze... na prawo, ciągle na prawo.
Schmeling czuł w brzuchu pustkę, która już trzy razy podbiegała mu do samego gardła. Do ust pchał się kwas i przykre wspomnienia dzisiejszych potraw.
Cała siłą woli powstrzymywał się od katastrofy, ale bojowe przemówienie przeciwko Buelowowi wyczerpała resztę energii. Skłonił głowę na piersi i zrezygnowany czekał następnego ataku.
Juz na prawo, na prawo, prędzej. Dwa czy trzy korytarze? Zasłonił ręką usta.
- Patrzcie Maxa wzięło!
Ponury nastrój prysnął. Towarzystwo rechotało z mistrza wielkim głosem. Raz, że ta czarna głowa miotająca się nad srebrnym wiadrem od szampana, wyglądała naprawdę bardzo zabawnie, a po drugie – każdy radował się w duchu, że to nie on był tym pierwszym. Teraz, jak mistrz Europy zachorował, każdy z nich może opowiadać o swej silnej głowie!
Buelow ostrożnie, trzema pacami trzymał skronie Maxa.

*

Obudził się, kiedy słońce już wyszło z pokoju. Buelow po cichutko zaczął przygotowywać się do golenia. Jednym okiem, ukradkiem zaglądał przez otwarte drzwi do sypialni Maxa. Mógł go obudzić, był już najwyższy czas aby wstawać – ale nie chciał. Co powie na dzień dobry? Czy przeprowadzić zasadniczą rozmowę, czy też udać, że nic nie pamięta.
Max od kwadransa obserwował każdy ruch Buelowa, ale się nie odzywał, bo nie wiedział jak zacząć. Przepraszać? Tłumaczyć się wódką? Obiecywać poprawę? Więc leżał dalej i czekał, jak rozwiną się dalsze wypadki.
Buelow wykręcał przed lustrem twarz i skrobał szczecinę, aż trzeszczało w obu pokojach. Potem poszedł do wanny i prychał jak źrebak.
Skrzypnęły drzwi. Zamiast Buelowa weszła służąca. Max zmrużył oczy i czekał.
Frieda nie był zwykłą służącą, która dba tylko o napiwki i wychodne. Dom pana Buelowa interesował ja naprawdę i dbała w nim o porządki ze staropanieńską pedanterią.
Panie Maksie! Jedenasta godzina a pan jeszcze śpi? A gdzie footing, gdzie dzisiejszy trening? Jak pan może być w dobrej formie skoro prowadzi pan tak nieregularne życie. Wysypianie się w dzień nie da panu siły, niech się pan nie łudzi! Lepiej było wczoraj położyć się wcześniej, a dziś...
Buelow stał w drzwiach.
- Frieda nie przeszkadzaj! Max, trzeba żebyś wstał, za godzinę będzie w Lanke ten Murzyn z Kuby, z którym powinieneś przerobić kilka rund. Zwróć uwagę na jego grę nóg! Niewielu równych mu znajdziesz w Europie. Na obiad zabiorę cię dziś do matki, a stamtąd prosto do teatru.
- Dobrze mister.
- A ręka? Pokaż jak to wygląda. Boli jeszcze? A jak ściskasz? Możesz bić z całej siły? No widzisz, trzeba założyć twardy bandaż. Frieda!
- Mister, cała noc myślałem, jak załatwić z tą Ameryką. Nie mam ochoty tam walczyć, chciałbym dojrzeć, poduczyć się, odczekać rok, ale jeśli pan uważa – to ostatecznie... mnie wszystko jedno! Niech pan robi co chce...
- Eh dziecko, dziecko.
- Diabli mnie wzięli, kiedy zobaczyłem, jak oni zapisują każde słowo, które pan wypowiada. A przecież mistrz – to ja. Więc postanowiłem powiedzieć im coś innego, wywrócić wszystko, aby tyko zmusić ich do zapisywania. Ale w gruncie rzeczy – sam w to nie wierzyłem...
- No i co teraz zrobimy?
- Idę na trening!
Ścisnął, mimo kontuzji, rękę Buelowa, że ten aż syknął. Ale twarz mu się śmiała.
Znów byli przyjaciółmi.

cdn{jcomments on}

Jan Ball, opracował Krzysztof Kraśnicki, colma1908.com

Z narożnika tetryka: Max Schmeling (1) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (2) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (3) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (4) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (5) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (6) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (7) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (8) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (9) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (10) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (11) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (12) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (13) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (14) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (15) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (16) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (17) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (18,19) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (20) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (21) >>
Z narożnika tetryka: Max Schmeling (22) >>