Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Przeglądam album boksu zawodowego wydany jakiś czas temu przez ”Przegląd Sportowy“. Pod koniec znajduje się tam ranking najlepszych pięściarzy w historii ułożony przez ekspertów i dziennikarzy. W większości z nich obok nazwisk Aliego czy Ray Robinsona przewija się także Manny Pacquiao. Henryk Średnicki uważa nawet, że Filipińczyk jest drugim najlepszym bokserem w historii zaraz po ‘’The Greatest“ od którego zaczerpnął pseudonim. A więc dokonało się. Historyczna hucpa w wykonaniu Boba Aruma i Freddiego Roacha zakończyła się sukcesem: udało się przekonać fachowców od boksu, że oglądając Manny`ego Pacquiao mają do czynienia z pierwszorzędnym i wartościowym towarem. Co ciekawe, wszystko to rozgrywa się w momencie gdy Miguel Cotto wprost mówi, że obóz Pacquiao wymuszał na nim niekorzystne zapisy kontraktowe dotyczące wagi w dniu walki! To już co najmniej drugi taki przypadek, po Oscarze de la Hoyi, w odstępstwie zaledwie kilkunastu miesięcy! Przyczynkiem do bokserskiej hagiografii Pacquiao będą zapewne kolejne skalpy. W najbliższym czasie ofiarą Filipińczyka ma paść niepokonany Timothy Bradley. Andrzej Wasilewski, w jednym z ostatnich wywiadów, trzeźwo jednak zauważył, że zwycięstwo  Pacquiao wcale nie jest takie oczywiste. 

Teoretycznie na korzyść Filipińczyka przemawia kategoria wagowa, w której obaj pięściarze będą się pojedynkować. Bradley ma niewielkie doświadczenie w walkach w limicie do 147 funtów i sprowadza się ono do jednej, efektownie wygranej dwunastorundówki z Luisem Abregu dwa lata temu. Ale i Pacquiao nie jest przecież naturalnym lekkopółśrednim tylko takiego udaje, ważąc mniej niż wynosi limit kategorii, wymuszając przy okazji zaniżoną wagę także na przeciwnikach. Przy tym, obaj pięściarze mają zbliżone warunki fizyczne.

Pytanie jak "bradley`owski” styl "na swarmera“ przypasuje Filipińczykowi. Amerykanin będzie starał się cały czas wymusić presję na Pacquiao bijąc z doskoku i przechodząc do półdystansu. Wysoka aktywność, dobra kondycja – to jego cechy. Bradley nie bije zbyt mocno a w nowej kategorii będzie uderzał jeszcze słabiej. Jest jest za to bardzo regularny w konsekwentnej ofensywie na pozycje przeciwnika. Ktoś powie, że Cotto gdy starał się wymuszać presję na Pacquiao to przegrywał większość rund. Porównanie nie wydaje się jednak adekwatne, biorąc pod uwagę jak bardzo odwodniony był tego dnia Portorykańczyk. Bradley w zastawieniu z cieniem Cotto to będzie inna jakość. Trudno również uwierzyć, że Bradley wyjdzie na ring z nastawieniem podobnym do Clotteya, innego przeciwnika ‘’Pac mana“. Ghańczykowi w walce z Filipińczykiem zależało tylko na tym żeby zbytnio nie oberwać od Pacquaio, ergo: wyszedł do ringu jako ekskluzywny journeyman. Przeciwnie, "Desert Storm“ to urodzony wojownik, nie bez kozery porównywany z Evanderem Holyfieldem – on da z siebie wszystko. Ważny jest też kontekst walki. Bradley przystępuje do niej opromieniony wiktorią nad niepokonanym Alexandrem i deklasacją doświadczanego Casamayora. Z drugiej strony, Pacquiao ma za sobą kontrowersyjne zwycięstwo nad Marquezem - wielu obiektywnych obserwatorów mówiło nawet wprost o porażce "Pacmana“. 

Jedno jest pewne. Dziewiątego czerwca w MGM Grand w Las Vegas czeka nas bardzo interesujący pojedynek. I wbrew opinii większości ekspertów i bukmacherów, nie ma on aż tak zdecydowanego faworyta w osobie Pacquiao.

Łukasz Rogowski