Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Już tylko kilkadziesiąt godzin dzieli nas od finału jednej z najdłuższych i chyba najbardziej męczących bokserskich telenoweli. Po długich miesiącach negocjacji, medialnych przepychanek, w trakcie których David Haye (25-1, 23 KO) wykonał bardzo skuteczną robotę marketingową (a w zasadzie wciąż ją wykonuje), Brytyjczyk zmierzy się w końcu z uznawanym przez znamienitą większość ekspertów za najlepszego na świecie pięściarza wagi ciężkiej, Władymirem Kliczko (55-3, 49 KO).

Ostatni tydzień przed walką to zwykle czas budowania odpowiedniego napięcia, kumulowanie emocji wśród opinii publicznej. Nie inaczej jest i tym razem. Po poniedziałkowej konferencji prasowej, dziś nadszedł czas na otwarty trening obu pięściarzy. Co prawda obyło się bez większych kontrowersji, jednak  obóz "Hayemakera" w swoim stylu po raz kolejny nie przegapił okazji do wyprowadzenia złośliwego kuksańca w stronę swojego najbliższego przeciwnika. Po krótkiej rozgrzewce, kilkudziesięciu sekundach walki z cieniem, Brytyjczyk założył w końcu rękawice i przygotowywał się do pokazowego tarczowania. Ten element bokserskiego treningu nie został jednak wykonany w sposób standardowy: Adam Booth - trener, przyjaciel i menadżer Haye'a w jednym - ujął w dłoń rękawicę bokserską przymocowaną do patyka, przy pomocy którego naśladował - ponoć mechaniczny - lewy prosty Kliczki. "Hayemaker" po serii uników wyprowadził tylko jeden cios - lewy prosty bity z odwrotnej pozycji - po czym zakończył swój występ.

Jako, że żyjemy w czasach, w których w przypadku wielkich wydarzeń, analizie poddawany jest każdy krok, gest, słowo jego głównych bohaterów, uwagę obserwatorów zwróciła nie tylko ta drobna złośliwość jaką młodszemu z braci Kliczko sprawili przybysze z Wysp, ale także sam fakt, że Haye zadał ów sławetny cios właśnie z odwrotnej pozycji. Ruszyła lawina spekulacji. Czy lewy krzyżowy będzie tajną bronią Brytyjczyka w starciu z ukraińskim kolosem?

- Poczekajmy do soboty. Przygotowałem dla Władymira klika niespodzianek, kto wiem może ten cios z lewej ręki będzie jedną z nich - komentował w swoim stylu Haye. - Dzisiejszy trening nie jest najbardziej istotny, niech wszyscy skoncentrują się na dniu walki - dodał obecny mistrz świata federacji WBA  w wadze ciężkiej.

Co ciekawe, Brytyjczyk, w przypadku którego prawda i fałsz zlewają się zwykle w jednorodną, bezzapachową substancję, wypuścił także w obieg informację, jakoby Emanuel Steward - szkoleniowiec ukraińskiego pięściarza - nie tak dawno zaoferował mu swoje usługi:


- Spotkałem się z nim w USA. Mieliśmy przyjemną pogawędkę, muszę przyznać, że to bardzo miły facet. Powiedział mi, że między nim a Witalijem jest  jakiś konflikt i jeśli wygram z Władymirem, to pomoże mi przygotować się do pojedynku właśnie ze starszym z braci Kliczko. Podobno mistrz WBC nie ma zaufania do filozofii trenerskiej Emanuela.

Na odpowiedź drugiego głównego bohatera hamburskiej gali nie trzeba było długo czekać. Oczywiście zażenowany Władymir Kliczko (zażenowanie zachowanie zachowaniem Haye'a weszło już Ukraińcowi w krew) zdementował plotki jakie rozsiewał dziś jego najbliższy rywal.

- Mam wrażenie, że Haye całymi dniami siedzi gdzieś zamknięty, rozmyślając non-stop co by tu jeszcze wymyślić, by kogoś sprowokować. Czy wy naprawdę wierzycie w te wszystkie brednie które on wypowiada? Powinienem tu użyć pewnego słowa, ale ponieważ rozmawiamy na żywo, daruję to sobie - powiedział dziennikarzowi stacji SKY Sports, Władymir Kliczko, dodając: - Zderzenie z rzeczywistością nadchodzi. Zostały trzy dni do momentu, w którym sprowadzę go na ziemię. Nie mogę się już doczekać.

Doczekać nie mogą się już też kibice. Ci mający nadzieję na ciekawą walkę, marzyciele liczący na wielką sensację, a także wszyscy Ci, którym po prostu znudził się już ten wieloodcinkowy, przydługawy serial.