Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

KliczkoKasia, misiu, kasa. By zrozumieć dlaczego mistrz świata WBO, IBF i WBA Władymir Kliczko (57-3, 49 KO) kompromituje się takimi walkami jak ta ostatnia z Jeanem-Marcem Mormeckiem (36-5, 22 KO), trzeba sięgnąć do historii - i to historii amerykańskiej. 11 grudnia 2004 roku, po walce Witalija Kliczko (44-2, 40 KO) z Danny Williamsem w Mandalay Bay Casino w Las Vegas, Ross Greenburg, ówczesny szef HBO walnął po raz pierwszy pięścią w stół, grożąc, że największa  i najlepiej płacąca amerykańska potęga telewizyjna wycofa się z pokazywania walk braci Kliczko, jeśli ich menedżerowie nie będą z nimi konsultowali dobieranych rywali.  Jednostronne zwycięstwo Witalija - Williams był na deskach cztery razy w ciągu ośmiu rund - nastąpiło kilka miesięcy  po porażce  Władymira z Lamonem Brewsterem w tej samej hali, więc HBO zaczęło się zastanawiać, czy kontrakt gwarantujący każdemu z ukraińskich braci po przynajmniej 3 miliony za walkę, był dobrym interesem. Cztery dni później, kiedy ogłoszono kompromitującą oglądalność walki Kliczko - Williams na pay-per-view - tylko 120 tysięcy wykupionych abonamentów, co oznaczało straty dla HBO przekraczające dwa miliony dolarów - wiadomo było, że bracia Kliczko łatwego życia w Stanach mieć nie będą. Dlaczego więc Witalij i Władymir mieli nadal  walczyć w Stanach za "marne" 2-3 miliony z przeciwnikami, których nie kontrolują, jak mogli bić się za ponad dwa razy więcej w Niemczech,  w większości z rywalami, którzy nie przetrwaliby z nimi sparingowych sesji? Bo tego chcą kibice? A od kiedy kibice mają coś do powiedzenia?

HBO kontra Kliczko - część 1. Władymir Kliczko nie chciał w 2005 roku pierwszej walki z wtedy uważanym za wielki talent  Samuelem Peterem i tylko poważna rozmowa z Greenburgiem, zagrożenie natychmiastowego zerwania kontraktu, zmusiła go do stoczenia przełomowego dla niego pojedynku w Atlantic City. HBO było zadowolone bo walka miała wreszcie dramaturgię i dlatego specjalnie się nie wtrącało, kiedy Władymir chciał zawalczyć w Niemczech z kompletnie rozbitym Chrisem Byrdem, mając jednak poważne obawy, co do sensu organizowania dwóch następnych walk w Madison Square Garden, kilka ulic od nowojorskiej kwatery głównej - z Calvinem Brockiem i Sułtanem Ibragimowem.  Obie walki dobrze się sprzedały - ponad 14 tysięcy kibiców na walce z Brockiem, prawie 19 tysięcy na Ibragimowie, ale na HBO nikt tego nie oglądał. Na dodatek, walka Władymira z Sułtanem  załapała się do kategorii najnudniejszej walka worku, i  w lutym 2008 roku,  amerykańska przygoda ukraińskich braci z HBO się skończyła. Ameryka przestała być im potrzebna, bo już się wystarczająco wypromowali. I tak jest do dziś.

HBO kontra Kliczko, część 2: "Możemy was pokazywać - za darmo". Musiał minąć rok zanim obie strony zaczęły wogóle rozmawiać, ale wydawało się, że będzie zgoda, kiedy walka Witalija z Chrisem Arreolą była najlepiej ma HBO oglądanym pojedynkiem pięściarskim roku, przebijając nawet walkę Shane Mosley - Antonio Margarito. Nic z tego. Wojna zaczęła się na nowo, kiedy w 2010 roku  menedżer braci Berndt Boente ogłosił, że wycofuje się z organizacji walki Władymira z Aleksandrem Powietkinem, bo "HBO obiecało nam za transmisję 250 tysięcy, a potem się z obietnicy wycofało". Greenburg zaprzeczył, że jakiekolwiek porozumienie kiedykolwiek istniało, proponując pokazywanie walki... za darmo. Już wcześniej tej złej krwi było sporo, bo  HBO nie wykazało, żadnego zainteresowania pojedynkami kolejno z Rusłanem Czagajewem, Eddie Chambersem i rewanżem z Samuelem Peterem, ale decyzję w sprawie Powietkina, K2 potraktowało jako osobistą zniewagę.  

Do dwóch ostatnich walk braci transmitowanych przez HBO - z Davidem Haye i Tomaszem Adamkiem - doszło tylko dlatego, że HBO powiedziało wyraźnie, że żadne inne nazwiska ich nie interesują. Dodajmy do tego świadomość Witalija, że będzie miał wpływy od ponad 40 tysięcy kibiców we Wrocławiu i dobry humor Władymira, bo  Haye zarobił za niego znakomitą robotę promocyjną swoim pyskowaniem i po raz pierwszy od lat wszyscy byli zadowoleni. To był oczywiście wyjątek potwierdzający regułę. W ESPRIT Arena w Dusseldorfie,  Władymir Kliczko skompromitował się nie tym, że dał się trzy razy trafić Mormeckowi w ciągu czterech rund, ale tym, że po walce ciągle mówił, że Francuz próbował i był wymagającym przeciwnikiem. Ale kasa z RTL, na podstawie przedłużonego tuż przed walką z Adamkiem kontraktu między braćmi i RTL się zgadzała,  prawie 50 tysięcy widzów biło prawo, chyba nie rozumiejąc, że oglądali parodię boksu. Więc, panowie i panie - o co wam chodzi?

Przemek Garczarczyk{jcomments on}