Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Dobrych parę lat temu popełniłem artykuł o ludziach, których nigdy nie widać na konferencjach prasowych czy ringu po walkach, ale bez których wiele polskich karier w USA po prostu by nie istniało. Dziś parę zdań o jednym z nich - Adamie Skarżyńskim.

- Adam patrzy się na człowieka, wie czy jest dobry, czy ciężko pracuje i wyciąga pieniądze, bo rozumie, że tutaj dla zawodnika liczy się każdy dolar, że nie ma takiej opieki jak w Polsce, Europie. Takich ludzi z pasją już prawie nie ma. A bez nich, wielu polskich pięściarzy po prostu by nie istniało. Nie byliby na ringu tylko w pracy - mówi szef Global Boxing Promotions - Mariusz Kołodziej o swoim przyjacielu, któremu w 2011 roku, jako podziękowanie, wręczył specjalny pamiątkowy pas pięściarski.

Nikomu Adam Skarżyński nie pomógł bardziej niż Pawłowi Wolakowi, któremu nie tylko dał  pracę, ale też praktycznie umożliwił karierę, walki o wielkie trofea rozumiejąc, że nocnej zmiany i treningów do walk z elitą po prostu się nie da pogodzić. Tych nazwisk jest więcej - Tomek Adamek, Mariusz Wach, Kamil Łaszczyk, Piotr Wilczewski, Mateusz Masternak czy Przemek Majewski, w różnych okresach kariery, zawsze mogli liczyć na całkowicie bezinteresowną pomoc szefa firmy Adam's European Contracting.

Kilka tygodni temu, liczące się nie tylko na Wschodnim Wybrzeżu Pulaski Association przyznało mu wyróżnienie "Człowieka Roku" za działalność biznesową, był specjalny list gratulacyjny od Jurka Owsiaka za wieloletnie wspieranie dziań Orkiestry. Na imprezie w Nowym Norku specjalnym gościem był polski mistrz świata Krzysiek "Diablo" Włodarczyk. Byli też ludzie, którzy znają skromnego człowieka, który do Stanów przyjechał dokładnie trzydzieści  lat temu bez znajomości języka angielskiego, a dziś ma jedną z największych i najlepszych firm w Nowym Jorku. 

O Skarżyńskim piszę dlatego, że po mojej stronie Oceanu, gdyby takich ludzi jak Adam nie było, polskich karier pięściarskich, nawet  tych wielkich, też mogłoby nie być. Wokół Andrzeja Gołoty w Chicago zebrało się kilku ludzi, którzy pomagali mu nie wtedy, kiedy już wszyscy wiedzieli kim jest. To byli ci, którzy znali "Andrew", kiedy trzeba go było zawieźć  w zimie na walkę na południe miasta. Kiedy Andrzej miał dwie, trzy,  nawet dziesięć walki zawodowych i nikt nie wiedział, czy na tym się nie skończy, bo pieniędzy z tego nie było. Adam, serdeczne dzięki w imieniu kibiców.