Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

"Zamiast na salę sądową, przyjdźcie na salę sportową" - to hasło akcji zainicjowanej przez trenera Jarosława Soroko, której myślą przewodnią jest wyjście z boksem (jako kształtującym charakter sportem) do ludzi, których życie – z różnych przyczyn – wyraźnie się skomplikowało. W serii spotkań w szkołach, Domach Dziecka i Zakładach Karnych uczestniczą również polscy pięściarze, jak np.: Michał Żeromiński, Dariusz Sęk, Norbert Dąbrowski, Maciej Sulęcki, Damian Kiwior czy Piotr Wilczewski.

Kamil Kierzkowski: Niedawno pojawił się Pan z kilkoma znanymi pięściarzami w jednym zakładów karnych. Czyżby problemy z prawem?
Jarosław Soroko
: Nie, zdecydowanie nie (śmiech). Odwiedziliśmy ostatnio Zakład Karny w Strzelcach Opolskich w ramach zainicjowanej przeze mnie akcji „Zamiast na salę sądową – przyjdźcie na salę sportową”. Nie wychodzimy jednak tylko i wyłącznie do więźniów, staramy się działać szerzej. Organizujemy spotkania z młodzieżą, dla przykładu – opiekuję się m.in. Domem Dziecka nr 4 z ul. Łukowskiej w Warszawie. Idea jest prosta. Chcemy pokazać jak wiele można osiągnąć dzięki sportowi. Mam na myśli oczywiście nie tylko sukcesy stricte sportowe, ale również te dotyczące np. kształtowania charakterów młodych ludzi. Tego typu aktywność może nie tylko poukładać pewne rzeczy w głowie, ale i dać możliwość zwiedzenia świata, poznania ciekawych i wartościowych ludzi, a nawet zdobycia dodatkowej profesji – instruktora, trenera.

- Obecnie chyba coraz mniej młodych ludzi decyduje się na aktywną, sportową formę spędzania czasu…
To prawda, jednak przyczyna nie leży tylko i wyłącznie w lenistwie. W dzisiejszych czasach wielu rodziców zwyczajnie nie stać na to, by wysyłać dzieci na sale treningowe, które siłą rzeczy są płatne. Takie dziecko spędza wówczas czas przed komputerem, albo na ulicach – skąd nie zawsze czerpie najlepsze wartości i wzorce.

- Jak zrodził się pomysł na serię spotkań tego typu?
Pomysły – jak to przeważnie – przynosi samo życie. Czasem trzeba próbować dotrzeć tam, gdzie – jak sądzę – inni może się nieco boją. Ludzie w końcu nie są z natury źli. Do pewnych zachowań, sytuacji… często zmusza nas życie. Często brakuje ludzi, którzy pokazaliby, że istnieją inne możliwości, że można żyć inaczej.

- Kto – oprócz Pana – uczestniczy w tej inicjatywie?
Bardzo chętnie pomaga mi w tym m.in. Michał Żeromiński, Darek Sęk, Norbert Dąbrowski, Maciek Sulęcki, Damian Kiwior, czy sam Piotrek Wilczewski. Zawodnicy ci rozumieją potrzebę wspierania tego typu akcji, nie jedno pewnie widzieli w życiu. Byli ze mną na spotkaniach w Domu Dziecka, szkołach i wspomnianym wcześniej Zakładzie Karnym. Korzystając z okazji chciałbym im za to szczerze podziękować. Zachęcam również innych zawodników do włączenia się w akcję, a także inne placówki – jeśli tylko w danym Domu Dziecka, Zakładzie Karnym itd. pojawi się potrzeba takiego spotkania, zrobię wszystko, by do niego doprowadzić.

- Jakie pytania najczęściej pytają ze strony skazanych?
Pytań było tak wiele, że trudno byłoby to opowiedzieć  w kilku słowach. Najczęściej padały pytania o początki i przebieg kariery, treningi, w jakich krajach byliśmy, ile walk stoczyliśmy. Pojawiały się pytania o sukcesy, porażki, wyniki, o przeciwników. Na wiele zresztą nie mogliśmy odpowiedzieć, gdyż ograniczał nas czas. W każdym razie byliśmy bardzo zaskoczeni dużą znajomością bokserskiego tematu. Ci ludzie naprawdę się tym interesują.

- Było wspólne oglądanie walk bokserskich?
Gdy byliśmy w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich zorganizowaliśmy specjalnie na tę okazję rzutnik. Wyświetlaliśmy i dyskutowaliśmy nie tylko o samych walkach, ale i o nagraniach z treningu chłopaków. O tym jak, co ćwiczą itd. Mające trwać godzinę spotkanie przeciągnęło się niemal do trzech.

- Które ze spotkań są najtrudniejsze?
Nie ma trudnych spotkań. Jeżeli intencje są szczere i można w ten sposób pomóc chociaż jednostce to uważam, że warto próbować i trzeba rozmawiać. Wszystkie spotkania – zarówno te z dziećmi, młodzieżą jak i z osadzonymi w ZK wspominam bardzo pozytywnie.

- Sądzi Pan, że tego typu spotkania przyniosą pożądany efekt?
Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że chcę i warto próbować. Jeśli uda się dzięki temu wyciągnąć kogoś z ulicy czy innych zakrętów życiowych, da mu przy tym możliwość spożytkowania energii na sali – będzie to niewątpliwy sukces nas wszystkich. Zamierzam nie tylko kontynuować te działania, ale i poszerzyć listę placówek. Rozmowa w końcu nic nie kosztuje, a może uda się komuś pomóc w znalezieniu innej drogi.