Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Andrzej Wasilewski wynegocjował grubo ponad dwadzieścia mistrzowskich walk. Na dziewięciu pięściarzy swoją szansę wykorzystało zaledwie dwóch. To jednak nie poziom sportowy sprawia, że dzisiaj mówi się, iż polski boks znajduje się na dnie. Chodzi bowiem o dno wizerunkowe. Wewnętrzne przepychanki mają się nijak do powiedzenia, że pieniądze i interesy lubią ciszę, a współwłaściciel KnockOut Promotions znajduje się w samym sercu wyniszczającego sporu.

Jak oduczyć zawodników myślenia: ja ryzykuję życie, oni zarabiają?
Andrzej Wasilewski: Opowiem panu, jak wyglądały pierwsze konferencje Artura Szpilki. Artur jeszcze przed odsiadką boksował w wadze cruiser, to był jego debiut w Ameryce. Byliśmy w hotelu Hard Rock na Florydzie. W rozpisce pojawiło się parę znanych nazwisk. Każdy z pięściarzy – byłych czy aktualnych mistrzów świata – podchodził do mikrofonu i zaczynał od podziękowań. „Dziękuję telewizji, dziękuję swojemu promotorowi za great opportunity”. Artur Szpilka był zszokowany. „Panie Andrzeju, gdzie ja jestem?! Co tu się dzieje! Kurwa, nic z tego nie rozumiem. Dlaczego oni dziękują? To są mistrzowie, to im się powinno dziękować, że chcą boksować”. Było i jest jednak inaczej.

Odwrotne myślenie.
To jest to. W Stanach Zjednoczonych są setki tysięcy ludzi różnej maści, którzy marzą o dostawaniu walk. Oczywiście, jak ktoś się nazywa Mayweather, to dyktuje warunki. Jak ktoś się nazywa Kliczko i ma przedsiębiorstwo, też. Ale Alvarez, Gołowkin? Nie sądzę. Prawda jest taka, że boksie zawodowym na świecie rządzą telewizje i promotorzy, nie zawodnicy.

Nie nauczyliście docenienia ręki, która karmi?
Nie nauczyliśmy. A to przecież nie jest tak, że my wyciągamy ludzi ze świetnie prosperujących firm i każemy im tłuc się na ringu za grosze. Duża część pięściarzy, których zatrudniliśmy, stała na bramkach i biła ludzi na dyskotekach gołymi rękami. Za sto czy dwieście złotych. Nikt z nich nie był także gwiazdą boksu olimpijskiego. Zawodników trafiających do boksu zawodowego można generalnie podzielić na dwie grupy. Na tych, którzy mieli dużą karierę amatorską i tych, którzy pojawili się znikąd. Ciężej jest podpuścić gościa, który jako mistrz olimpijski był wielokrotnie klepany po plecach niż człowieka, który wcześniej nie miał wielkich sukcesów i nie ma doświadczenia w takich sytuacjach. A do tej drugiej grupy należą w większości nasi pięściarze.

Przedstawiany jest pan jako krwiożerczy monopolista.
I po latach widać jasno, kto jest autorem takiej narracji. Budowania rynku bokserskiego w Polsce poprzez konflikt, skłócanie, podsycanie złych emocji, populistyczne hasła. Sytuacja, w której w tej chwili jesteśmy jest absolutnie kuriozalna w skali świata. Zamiast spotkać się, porozmawiać, wyłożyć swoje racje na stół, publikowane są przeróżne paszkwile, sztucznie podgrzewa się atmosferę. To niczemu nie służy, to jest zła robota. I właśnie to mnie boli, bo zawsze łatwiej się niszczy niż coś tworzy.

Jest pan donosicielem? Tak twierdzą Maciej Kawulski i Mateusz Borek.
Nigdy w życiu na nikogo nie doniosłem, o czym doskonale wiedzą sami zainteresowani. Mój były kolega, znany dziennikarz telewizyjny, publikował w ostatnim czasie dużo  nieprawdziwych informacji.

Reaguje pan na nie. Wasza kłótnia na Twitterze naraża boks na śmieszność.
Jest śmieszna. Przyznam szczerze, że dla mnie media społecznościowe to coś zupełnie nowego. Jestem człowiekiem średniego pokolenia i na pewno podchodzę z za dużym sercem do tego sporu. On toczy się w sposób otwarty dla kibiców i co najsmutniejsze, te dyskusje są potem wykorzystywane przeciwko mnie.

Jak?
Od kilku miesięcy moje tweety są drukowane, kserowane, zbierane na kupkę i wsadzane w segregator. To tworzenie "teczek", a "teczki" w naszym kraju wiadomo z czym się kojarzą. Proszę więc, żeby - szczególnie niektórzy panowie - nie mówili, że zhańbiłem się donosem. Niech się lepiej zastanowią, co sami robią. Ci, którzy najwięcej mówią o honorze i zasadach, bardzo często postępują inaczej niż deklarują. To trochę tak, jak człowiek jest uczciwy, to nie musi o tym co chwilę, wszystkich zapewniać…

Pełna treść artykułu na Weszlo.com >>