Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Adamek- Wygrałem i koniec tematu. Jestem zadowolony, choć wiem, że kibice chcieli zobaczyć w ringu wojnę. Do tanga trzeba dwojga. Jeśli przeciwnik zadaje jeden "rzucany" (czyli zamachowy) cios i ucieka, niewiele można zrobić - Tomasz Adamek (46-2, 28 KO) o walce z Eddiem Chambersem (36-3, 18 KO) dla "Przeglądu Sportowego".

- Jest niedziela, ósma rano, a Tomasz Adamek już na nogach? Miał pan bezsenną noc po walce z Eddim Chambersem?
Tomasz Adamek:
Nie. Wstałem rano, bo zawiozłem trenera Rogera Bloodwortha na lotnisko. Wracał od razu do domu.

- Zdążyliście porozmawiać o walce? Wygrał pan, ale...

Wygrałem i koniec tematu. Jestem zadowolony, choć wiem, że kibice chcieli zobaczyć w ringu wojnę. Do tanga trzeba dwojga. Jeśli przeciwnik zadaje jeden „rzucany" (czyli zamachowy) cios i ucieka, niewiele można zrobić.

- Chambers pana zaskoczył?

Trudno powiedzieć. Wiedziałem, że będzie świetnie przygotowany. Zresztą, tak jak wszyscy, którzy wchodzą ze mną do ringu. Myślałem jedynie, że zamierza się bić, ale widać miał inny plan.

- Próbował pan rozbijać Amerykanina ciosami na korpus, ale Chambers do końca nie stracił szybkości.
Musiałem tak walczyć, bo rywal uciekał głową, ciągle się odchylał, więc punktowałem uderzając w dolne partie. To była najlepsza metoda.

- Ma pan sobie coś do zarzucenia?
Zawsze pokazujesz tyle, ile pozwala przeciwnik. Pewnie mogłem być bardziej agresywny, ale przecież walka była zakontraktowana na dwanaście rund. Nie chciałem stawiać wszystkiego na jedną kartę. Powtórzę jeszcze raz: oczekiwałem większej wymiany ciosów, ale do niej nie doszło. Dwa czy trzy razy czułem, że naprawdę solidnie go trafiłem. Kiwał głową, że wszystko jest w porządku, ale wiedziałem, że przyjął czysty cios.
- Chambers też trafił pana kilkoma prawymi.
Tyle że on ma watę w rękach. Nie było żadnego momentu podczas trwania tej walki, w którym czułbym się gorzej. Eddie nie ma silnego ciosu, a na dodatek klapał otwartą rękawicą, uderzając prawą z pozycji mańkuta.

- Po walce i zdjęciu rękawic patrzył pan na swoją dłoń. Znowu coś się stało, jak w starciu z Nagym Aguilerą?

Patrzyłem, bo kilka razy uderzyłem go czysto w łokieć. Wszystko jest jednak w porządku, nie ma się czym martwić.

- Chambers niemal nie używał lewej ręki. Po walce mówił o kontuzji.
Szuka usprawiedliwień. Ja byłem zdrowy, chciałem walczyć i wygrać. Już podczas konferencji prasowej po walce przypominałem, że kiedyś walczyłem 12 rund kontuzjowany, ze złamanym nosem. Gdybym przegrał, komu miałby się tłumaczyć? Chyba tylko sobie. Nie sądzę, by Eddiemu coś wielkiego się stało.

- Jakie ma pan najbliższe plany?
Wrócę do ringu we wrześniu. Zobaczymy z kim się wówczas zmierzę.

- 8 września w Prudential Center?
Mamy zarezerwowaną halę na ten dzień.

- Rywalem będzie bokser klasy Chambersa czy ktoś słabszy?
Mam nadzieję, że ktoś z górnej półki. Chcę zdobyć pas. Starcia ze średniakami nic mi nie dadzą.

- Większość obserwatorów sugeruje, że powinien się pan zmierzyć z Aleksandrem Powietkinem.
Nie wiem nic poza tym, że mamy zarezerwowaną halę na 8 września. Chciałbym wystąpić w tym roku jeszcze dwa razy, a w przyszłym znowu spróbować zdobyć mistrzostwo świata wagi ciężkiej.

- Po walce z Witalijem Kliczko mówił mi pan, że chce spróbować jeszcze raz zdobyć tytuł, a jeśli się nie uda, da sobie spokój z boksem. Podtrzymuje pan tę deklarację?
Nie jestem gościem, który zakłada przegraną. Jeśli zasłużę sobie na kolejną walkę o tytuł, będę chciał wykorzystać szansę. A później? W lewo albo w prawo.

- Wyobraża pan sobie walczącego w 2014 czy 2015 roku?
Nie, nie... Przecież wtedy będę już starym facetem.

Rozmawiał Kamil Wolnicki{jcomments on}