Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Widziano w nim króla wagi ciężkiej, ale nie spełnił tych nadziei. Michael Grant 22 kwietnia w Legionowie zmierzy się z Krzysztofem Zimnochem.

Do walki z Krzysztofem Zimnochem trenuje pan w Atlancie?
Michael Grant: Tak. Mój trener nazywa się Jason Jorgensen. W światku bokserskim nie jest dobrze znany, ale szkoli pięściarzy od 15-16 lat. Dlaczego wybieramy się do Polski? Aby odnieść sukces. Nie zamierzam nic udowadniać co do mojej wartości sportowej. Po prostu wiem, że chcę jeszcze walczyć, a potem odejść na emeryturę na moich warunkach, nie na warunkach komisji, która mnie zawiesiła. Tylko tym ludziom chciałbym pokazać, że popełnili błąd. I dlatego zgodziłem się przylecieć do Polski, kiedy pięć tygodni temu odebrałem telefon. Ośmiorundowa walka jak najbardziej mi pasuje.

Będzie pan w stanie przewrócić Zimnocha, co w 2011 roku uczynił pan z Tye’em Fieldsem i Fransem Bothą?
Michael Grant: Jak powiedziałem – nie mam nic do udowodnienia. Przylecę do Polski, aby pokazać wam mój talent i zdolność do walki. Każdy wie, na co stać Michaela Granta, lecz zapewne więcej ludzi zastanawia się, jakim bokserem jest Zimnoch. Chcą się przekonać, ile jest wart. Dla niego to była oczywista decyzja, ma 33 lata. Ja skończyłem 44, jestem bokserem od 24-25 lat. Będę najlepszy, jaki mogę w tym momencie być. Kibice powinni się szykować na niezłe widowisko. Ale jeszcze raz powiem, że nie zamierzam niczego udowadniać.

Może to być pana ostatnia walka?
Michael Grant: Poproszono mnie o podpisanie klauzuli o rewanżu. Zgodziłem się, dlatego jeżeli wygram, to pewnie znowu przylecę do Polski. Zimnoch nie jest trudny do rozpracowania, reprezentuje tradycyjny europejski styl. Nie wchodząc w szczegóły, mój styl boksowania też można uznać na tradycyjny. Powinniśmy dobrze do siebie pasować, dlatego można się spodziewać emocjonującej walki.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>