Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Grzegorz Proksa

- Sam się nie spodziewałem, że tak szybko zniszczę Sylvestra, a on będzie taki bierny i bezradny. Pobić Niemca w jego kraju zawsze jest miło - powiedział Grzegorz Proksa (26-0, 19 KO). 

Po tym, jak zdeklasował pan Sebastiana Sylvestra na jego terenie w walce o pas mistrza Europy telefony zaczęły się urywać?
Grzegorz Proksa:
Dokładnie tak było. Praktycznie bez przerwy ładuję telefon. Ciągle ktoś dzwoni i co chwilę zaczynam rozmowę z żoną od... tego samego wątku. Ale nie wypada nie odbierać telefonów. 

Nieźle pan namieszał. Zagraniczne portale piszą o narodzinach nowej gwiazdy...
Dla mnie to wielkie wyróżnienie. Nie chcę jednak, żeby tych pochwał było za dużo. Nie lubię też, kiedy zbyt wiele oczekuje się ode mnie. 

Nie ma ryzyka, że uderzy panu do głowy "sodówka"?
Mam 27 lat, trójkę dzieci, trzynastoletni staż z moją obecną żoną. Nie ma takiej opcji.

Zwycięstwem nad Sylvestrem poprzeczkę zawiesił pan sobie wysoko.
To prawda. Powoli zaczynam sobie zdawać z tego sprawę. W samo zwycięstwo nie wątpiłem ani chwilę. Nie myślałem jednak o innych okolicznościach. Co mogę powiedzieć? Cieszę się z triumfu, ale nie jestem prorokiem, żeby przewidywać przyszłość. 

Możliwe, że mało kto będzie chciał z panem walczyć?
Mówiłem Zbarskiemu, że nie wiem czy za bardzo nie namieszałem. Sam się nie spodziewałem, że tak szybko zniszczę Sylvestra, a on będzie taki bierny i bezradny. Ośmieszałem go, a coś takiego nawet mi się nie śniło! Pobić Niemca w jego kraju zawsze jest miło. 

Więcej we wtorkowym "Przeglądzie Sportowym"