Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Krzysztof Włodarczyk

Krzysztof "Diablo" Włodarczyk (44-1, 28 KO) to obecnie jedyny polski mistrz świata w boksie zawodowym. Aktualny posiadacz pasa WBC w kategorii cruiserweight ma na swoim koncie 45 zwycięstw, remis i 2 porażki. Niedawno przebywał w USA, dlatego kiedy zadzwonił telefon i usłyszałem w słuchawce: "Dzień dobry, tu Krzysztof Włodarczyk. Mam kilka minut, zanim wsiądę do samolotu, więc możemy chwilkę porozmawiać", pomyślałem: "Z dziką rozkoszą!" i zaczęło się.

- Co pana sprowadza do USA?
Krzysztof Włodarczyk:
Jestem tu prywatnie, na wakacjach. Przyjechałem na zaproszenie Marka Pieluszyńskiego, członka polonijnej organizacji Polish American Sport Association (PASA).

- Czyli był czas na zwiedzanie i zakupy?
KW:
Jak najbardziej. W Nowym Jorku jestem po raz drugi. Bardzo podoba mi się to miasto. Odwiedziłem też Chicago i Kalifornię, gdzie udało mi się zwiedzić m.in. słynne więzienie Alcatraz.

- Spotkał się pan także z polonijnymi bokserami. Jakie wrażenia?
KW:
W Chicago rozmawiałem z Andrzejem Fonfarą. To dobry pięściarz i ciekawa osoba - bardzo miło go odebrałem. W Nowym Jorku natomiast spotkałem się z Adamem Kownackim, który podobno też dobrze się zapowiada. "Gabaryty" z całą pewnością ma, ale jest jeszcze młody i potrzeba czasu, żeby się przekonać, czy coś osiągnie. Na pewno dobrze mu życzę. Szkoda natomiast, że nie spotkałem Pawła Wolaka, bo to fajny gość, którego umiejętności bardzo cenię.

- Półtora miesiąca temu zmierzył się pan w Bydgoszczy z Portorykańczykiem Francisco Palaciosem. Dlaczego walka była tak okropnie nudna?
KW:
Z perspektywy czasu wydaje mi się, że ani on, ani ja nie chcieliśmy podjąć ryzyka. Dlatego tak to właśnie wyglądało, jakbyśmy się tylko cofali, unikając walki. Ale boks to taki sport, który czasami jest asekuracyjny. Poza tym jestem mistrzem świata, więc wszystkie remisowe rundy "przechodzą" na moją korzyść. Ale to się już nie powtórzy - nie będę już walczyć w ten sposób.

- Palacios publicznie i głośno domaga się rewanżu. Doczeka się?
KW:
Czy się doczeka? Może, na razie nic nie wiadomo.

- Ma pan na swoim koncie dwie zwycięskie walki stoczone w USA. Czy zobaczymy pana na amerykańskim ringu po raz trzeci?
KW:
Któż to może wiedzieć? Mogę powiedzieć tak: ta ziemia nie jest mi obca, więc jeśli będzie można tutaj powalczyć i przy okazji dobrze zarobić, to czemu nie?

- Pojawiły się ostatnio pogłoski, że kolejnymi rywalami pana mogą być Polacy. Najczęściej padało nazwisko Mateusza Masternaka (22-0, 16 KO). Ile w tym prawdy?
KW:
Masternak to młody mężczyzna. Najpierw niech trochę dojrzeje, a potem niech wyzywa na pojedynek mistrza świata. Na to trzeba zasłużyć.


- Walczy pan już niemal 11 lat. Którą z 48 walk wspomina pan najczęściej?
KW:
Najbardziej koszmarnie wspominam drugie starcie ze Steve'em Cunninghamem w Katowicach. Byłem wtedy liczony w 4. rundzie, poniosłem drugą porażkę w karierze i straciłem pas IBF. Miło natomiast wspomina się zwycięskie walki: pierwszy wyjazd do Włoch i odebranie pasa IBF niepokonanemu wówczas Vincenzo Rossitto, pierwszą walkę z Cunninghamem - który też był wtedy bez porażki - w Warszawie, wygraną z Niemcem Ruedigerem Mayem w Bydgoszczy. No i jeszcze ta z Belgiem Ismailem Abdulem w Opolu. Był wtedy na topie, a ja znokautowałem go w ostatniej rundzie. Reasumując w mojej karierze było dużo dobrych walk i z pewnością mógłbym wymienić jeszcze jedną lub dwie, które zapierały wszystkim dech w piersiach.

- We wrześniu kończy pan 30 lat - jaka jest różnica między 20-letnim, głodnym sukcesu "Diabełkiem" a doświadczonym 30-letnim "Diablo"?
KW:
Całkiem spora. Na ringu jestem bardziej doświadczony i wyrachowany i chociaż wiem, że czasem trzeba podjąć ryzyko, staram się nie robić tego za wszelką cenę. W życiu też podchodzę teraz do wszystkiego rozważniej, co sprawia, że mam po prostu więcej spokoju. Kiedyś zdarzały mi się wpadki i sytuacje, których teraz mogłbym żałować, ale podobnie jest chyba w życiu każdego człowieka. Jakie wpadki? To już zostawię dla siebie. Obecnie jestem szczęśliwy i tak już musi zostać.

- Kto - według pana i bez podziału na kategorie wagowe - jest w chwili obecnej najlepszym polskim pięściarzem i kto boksuje najlepiej na świecie?
KW:
Więc, jeśli chodzi o nasz kraj, to powiem nieco przekornie: mistrz świata to jest mistrz świata – dlatego zawsze i wszędzie powinien być wysoko oceniany. Ale przyznam też - tak trochę "po bandzie" - że podoba mi się Tomek Adamek. Idzie ostro do przodu, boksuje w ładnym stylu i - co najważniejsze - wygrywa. Chwała mu za to, że uparcie dążył do walki o tytuł. Natomiast na świecie najwyżej cenię obu braci Kliczków.

- Czyli Adamek i Kliczkowie - skoro już przy tym jesteśmy - to jak ocenia pan szanse Tomka w starciu z Witalijem?
KW:
Obecnie fachowcy dają mu 35 procent szans. Ja od siebie daję mu kolejne 35 i mam nadzieję, że to wystarczy do sprawienia niespodzianki. Chciałbym, żeby zaskoczył wszystkich i zdobył upragniony tytuł.

- Czy Adamek dobrze zrobił przechodząc do wagi ciężkiej? Czy myślał pan o tym, żeby zrobić to samo?
KW:
Tomek zrobił to, co uważał za słuszne. Wygrywa, będzie walczył o pas, więc można powiedzieć, że to była dobra decyzja. Ja na razie nie myślę o tym, żeby iść w jego ślady. Mam jeszcze na to czas, poza tym w "królewskiej" kategorii trwa era Kliczków i nie mamy tam zbytnio czego szukać. Jeśli odejdą na emeryturę - wtedy nic nie jest wykluczone.

- Rok temu, przed rewanżową walką z Giacobbe Fragomenim (28-3-1, 12 KO) w Łodzi, pańska żona Małgorzata publicznie stwierdziła, że w przypadku zwycięstwa zgodzi się na drugie dziecko. Obiecanki-cacanki?
KW:
No tak, obiecała, to prawda (śmiech). Ja swoją część umowy wypełniłem z nawiązką nokautując Włocha w 8. rundzie. Ale na Gosi widocznie nie zrobiło to wrażenia. Muszę jeszcze zrobić parę rzeczy, bardziej się postarać i wykazać się czymś i wtedy na pewno wrócimy do tematu. Tymczasem jestem dobrej myśli (śmiech).

- Skąd się wziął pseudonim "Diablo"?
KW:
Każdy liczący się w bokserskiej czołówce zawodnik musi mieć jakieś przezwisko, które będzie pasować do jego stylu walki. Nie pamiętam dokładnie, kto mi je nadał, ale "Diablo" pasuje też do mojego charakteru jak ulał, bo... rogata ze mnie dusza.

Rozmawiał: Tomasz Moczerniuk, "Nowy Dziennik"