Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kliczko WachNo fear, czyli "bez strachu" - opaski z takim napisami nosili wczoraj na czołach Mariusz Wach i jego trener Juan de Leon. Strachu, respektu i kunktatorstwa nie będzie dzisiaj w ringu. Nasz "Wiking" zapowiada, że nie ma nic do stracenia i odbierze mistrzowskie pasy Władymirowi Kliczce.

Już wczoraj pisałem, że Mariusz naprawdę fajnie się sprzedaje. Po ważeniu jego trener powiedział, że to „starcie" też wygrali. Super, ale to wszystko nie będzie miało już znaczenia podczas walki. Kompletnie żadnego. – Nie powiem, że mają równe szanse, bo tak nie jest. Chciałbym oczywiście, żeby Mariusz wygrał, życzę mu tego z całego serca, bo to fajny chłopak, ale jeśli tak się stanie, będziemy mówili o wielkiej sensacji – stwierdził Fiodor Łapin, trener aktualnie jedynego polskiego mistrza świata w boksie zawodowym Krzysztofa Włodarczyka. Miał rację. Nie odkryję Ameryki pisząc, że absolutna większość atutów jest po stronie Kliczki. Ktoś mi wczoraj mówił, że wygrana Mariusza z Władymirem byłaby czymś porównywalnym ze zwycięstwem Jamesa Douglasa nad Mikiem Tysonem w 1990 roku. Z drugiej strony, sensacje jednak się zdarzają, więc dlaczego nie w Hamburgu? Czy ktoś z was miałby coś przeciwko?

Swoją drogą, „walka" trwa już od dawna. Bracia Kliczko nie opuszczają obozu Wacha ani na chwilę. Bez przerwy obserwują dyskretnie naszego pięściarza ludzie ukraińskiego czempiona. Do jednego z nich podszedł trener Juan de Leon, zrobił zdjęcie i powiedział, że może poprosi policję o sprawdzenie. Więcej tego „szpiega" nie widziano. Są za to inni i, co prawda z dystansu, ale nie spuszczają oka z Polaków.

A może dobrą wróżbą była pomyłka słynnego Michaela Buffera podczas ceremonii ważenia? Słynny ringowy anonser powtarzał któryś raz wyniki ważenia i zaczął w tym stylu: „113 kilogramów mistrz... Przepraszam, pretendent". Po walkach braci nie przywykł do krzyczenia „and the new heavyweight champion of the world...". Ten zwrot z punktu widzenia mieszkańca kraju nad Wisłą brzmiałby dzisiaj pięknie. Cóż, pomarzyć dobra rzecz...