Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Amerykanie lubią powtarzać, że za każdym sukcesem mężczyzny stoi kobieta i w przypadku Mateusza Masternaka sprawdza się to w stu procentach. Żona Daria sama uprawiała boks, a teraz jest jego prawą ręką. - Większość pięściarzy ma promotorów, którzy wszystko załatwiają, a w naszym przypadku praktycznie wszystko jest na mojej i Mateusza głowie - przyznała w rozmowie ze SPORT.TVP.PL. Transmisja walki Masternak - Yunier Dorticos w nocy z soboty na niedzielę od 3:40 w TVP 1, TVP Sport, sport.tvp.pl i aplikacji mobilnej.

Rafał Mandes, sport.tvp.pl: Jest pani w 36. tygodniu ciąży, stres niewskazany, zatem jaki plan na sobotnią noc?
Daria Masternak: W tak zaawansowanej ciąży jeszcze walki nie przeżywałam, więc plan jest taki, by w ogóle wszystko wyłączyć i do życia wrócić rano, gdy będzie już dawno po pojedynku. Wiem, że patrząc w telewizor mu nie pomogę i jedyne co bym mogła wtedy zrobić, to z emocji rzucać talerzami. Na wszelki wypadek przygotowałam jednak torbę do szpitala, bo nie wiem jak zareaguje mój organizm. Dlatego też zrezygnowałam z podróży do USA. Na miejscu bardziej bym się stresowała i Mateusz by się stresował, czy zaraz nie zacznę rodzić. A w kraju mamy już wszystko przećwiczone i nawet, gdyby się miało zacząć w sobotę, to dam radę bez niego.

Boks to również pani pasja. Analizowaliście razem walki Dorticosa?
Tak. Dobrze wiem, z jak trudnym rywalem zmierzy się Mateusz. Znamy go doskonale i w efekcie stres jest jeszcze większy, bo przed mężem arcytrudne zadanie. Zadecyduje podejście mentalne. Przed ostatnią walką (z Yourim Kalengą, red.) presja była również ogromna - rewanż, o którym Mateusz marzył po porażce w pierwszym starciu. Psychicznie wytrzymał doskonale i wierzę, że teraz będzie podobnie.

Jak wyglądają przygotowania pięściarzy do walki wszyscy wiemy. A jak to jest w pani przypadku?
Jestem prawą ręką Mateusza i pracy jest mnóstwo. Od zaprojektowania i zamówienia strojów dla całego teamu, poprzez kontrolowanie kwestii promocyjnych, aż do przypilnowania, by mąż dotrzymał wszystkich terminów badań. Jestem odpowiedzialna za to, by tak gospodarować jego czasem, by on mógł się skupić tylko na przygotowaniach, a reszta jest na mojej głowie. Odpowiedzialność jest duża, w kontraktach pojawiają się kary za niedopilnowanie poszczególnych rzeczy, więc trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie. Większość pięściarzy ma promotorów, którzy rękami swoich ludzi wszystko załatwiają, a w naszym przypadku praktycznie wszystko jest na mojej i Mateusza głowie.

Boi się pani o zdrowie męża?
Tak. Zdrowie zawsze było i będzie na pierwszym miejscu. Najważniejsze jest to, żeby wszystko było z nim ok, a dopiero potem liczy się wynik pojedynku. Przed walkami czasami dostaję od organizatorów do podpisania dokumenty, że w przypadku trwałego uszkodzenia zdrowia lub zgonu, to ja przejmuję gażę i wtedy dociera do mnie, że to sport ekstremalny. Wielu ekspertów powtarza, że Mateusz jest w ringu zbyt zapobiegawczy, ale gdy składam taki podpis, to w głębi ducha cieszę się, że walczy tak, a nie inaczej.

Cała rozmowa z Darią Masternak na sport.tvp.pl >>