Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Ile osób patrzy na efekty naszej pracy? Szef? Klienci? Przechodnie? Organizowane przez niego gale zaś ogląda niekiedy kilka milionów Polaków. Tak było w przypadku listopadowej imprezy w Gliwicach, na której przygotowanie Daniel Bartłomowicz miał niecałe dwa miesiące. Nie zawsze jednak ma taki komfort czasu. W jednym roku potrafił zorganizować aż 14 gal. W takiej pracy - obok przestrzegania procedur - ważna musi być improwizacja. A jak wiadomo, spontan rodzi przeróżne anegdoty.

Kibice najczęściej biorą cię za ochroniarza.
Daniel Bartłomowicz: Ludzie w ogóle myślą, że ja tylko i wyłącznie wyprowadzam zawodników do ringu. Że jestem ochroniarzem, wyprowadzaczem, może ewentualnie człowiekiem, który wie, w jakim momencie machnąć ręką na rozpoczęcie wyjścia do ringu… Być może rzeczywiście wyglądam wtedy jak ochroniarz. Marzyłbym o tym, bo to oznaczałoby, że nikt nie dostrzega mojego małego brzucha, który pojawił się po trzydziestce. Od kiedy urodziła mi się starsza córka nie spędziłem ani jednego dnia na sali bokserskiej. Pozdrawiam Kleofas Katowice!

Dla zawodników jesteś z jednej strony naturalnym oparciem, z drugiej stoisz w pierwszym szeregu armii nieprzyjaciela.
Mają ze mną styczność, od kiedy przyjadą na halę, co najmniej do momentu zejścia z ringu. Traktują mnie więc jako pierwsze ciało, któremu mogą się wyżalić, ale i jako pierwszą osobę, na którą mogą napluć. Tak, jestem często pierwszym szeregiem armii, z którą z jakiegoś powodu przed chwilą przegrali. Zawodnik przegrywa na punkty, a widział walkę zupełnie inaczej niż wszyscy trzej sędziowie. Ma pretensje, że to była bardzo gospodarska decyzja. Ja potem oglądam sobie walkę w domu i wiem, że to brednie, ale wiadomo, że po zejściu z ringu ciężko realnie ocenić przebieg własnego pojedynku. Wielokrotnie zawodnicy schodzili z ringu wściekli, rzucali się. To jest troszkę ciemniejsza strona tej pracy, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Miałem tak kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt razy.

Jak to zwykle wygląda?
Zawodnik schodzi z ringu i wykrzykuje w moim kierunku. Ma pretensje. Ja nie reaguję - nie unoszę się, ani nie wypieram. Czekam. Chłonę jak gąbka. Daję się im wyprztykać i za chwilę wypluwam tę całą wodę. Oni widzę, że ich złość nie przynosi żadnego skutku i finalnie niczego nie zmieni. Dlatego chwilę później jest z reguły tekst: "To znaczy, broń Boże, to nie są do ciebie pretensje. Ale, ku**a…". I jadą dalej z koksem. To jest normalne, tam są potężne emocje. Nigdy nie wiemy, ile rzeczy przez taką przegraną komuś nie wyjdzie dalej w życiu, ile planów nie zostanie zrealizowanych.

W Polsce opiekowałeś się samym Lennoxem Lewisem.
Miałem tę przyjemność, że negocjowałem z kancelarią prawniczą z Nowego Jorku jego przyjazd do Polski. Działo się to już po tym, jak zwęszyliśmy szwindel z Mike’m Tysonem, a właściwie z człowiekiem, który nie był - podobno - uprawniony do tego, żeby go reprezentować i który najprawdopodobniej skorzystał z naiwności Tysona, kiedy ten miał bardzo trudny okres. Carl Holness - tak się nazywa ów oszust, przez którego Tomek Babiloński wydał kupę pieniędzy, których do dzisiaj pewnie nie odzyskał.

Zwęszyliście szwindel i postanowiliście ściągnąć Lewisa.
Bardzo szybko ulepiliśmy ten biznes. Lennox Lewis pojawił się w kraju w trybie przyspieszonym. Bilet kosztował koszmarne pieniądze, bo wszystko było załatwiane jakieś 3-4 dni przed przylotem. Lot z Jamajki do Stanów, ze Stanów do Londynu i dopiero do Polski - kosztował chyba 25 tys. złotych. No ale warto było.

Lennox przyleciał.
I wszędzie, gdzie się pojawiliśmy wzbudzał oczywiście gigantyczne zainteresowanie.
Pamiętam taką sytuację. Jechaliśmy samochodem i zatrzymał nas nieoznakowany radiowóz. Wychodzę, rozmawiam z policjantami, panowie byli nieugięci. No więc napisałem do kolegi z samochodu, żeby wypuścić Lennoxa. Lennox wyszedł, ściągnął kapelusz. Obu policjantów zamarło. Przestali mówić. Przestali cokolwiek mówić, przestali mnie słuchać. No i finalnie nas puścili. Lennox im tylko pomachał.

Ludzie częściej tracili mowę?
Pamiętam też inną sytuację. Idziemy na after party, randez vous po Warszawie. Lennox oczywiście pił tylko maślankę. Zbliżamy się do jednego z klubów na Mazowieckiej, podchodzę do szefa ochrony - rosłego pana bez karku - i mówię, że za chwilę będę tutaj z Lennoxem Lewisem. Pytam, czy byłby nam w stanie załatwić jakąś lożę. Nic specjalnego, bo on nie jest wymagający. Tylko taką, żeby sobie usiadł, bo nie chce przepychać się między ludźmi.

I co?
On oczywiście mnie wyśmiał. "Podaj mi adres dilera, od którego bierzesz prochy. To jest bardzo dobre!".
I… Nie wiem, może 20 sekund później wchodzi Lennox w garniturze z żółtym krawatem Jamajki. Zdejmuje kapelusz i… szefowi ochrony wypada radiotelefon. Pan oczywiście ucieszył się po polsku.
- O ku**a… Lennox Lewis!
- A czegoś się pan spodziewał? Okrętu? Przecież mówiłem w języku polskim, że za chwilę będzie tutaj Lennox Lewis.
- O matko! Już!

Ciach-ciach, oczywiście znalazła się jakaś menadżerka, która wcześniej była niedostępna, znalazła się loża, jakiś vip room. Wszystkich nas wpuścili. 

Pełna treść artykułu na Sporteuro.pl >>

Add a comment

26 stycznia na gali w Niemczech Przemysław Opalach (27-2, 22 KO) zmierzy się z byłym mistrzem świata WBA wagi super średniej Vincentem Feigenbutzem (29-2, 26 KO). 

Olsztyński "The Spartan" nie będzie faworytem w tym pojedynku, ale - jak zapowiada - zrobi wszystko, by wrócić do kraju z tarczą, a nie na tarczy.

- Ustalanie warunków nieco nam zajęło, ale obaj przygotowywaliśmy do tej walki już od jakiegoś czasu. Jestem w dobrej formie. Wiem, że Vincent ma czym uderzyć. Będę musiał bardzo uważać. Moment nieuwagi przy takim rywalu może zakończyć się tragicznie. Zrobię jednak wszystko, by zafundować niespodziankę zwłaszcza tym wszystkim, którzy we mnie nie wierzą - deklaruje Opalach.

Add a comment

Robert Świerzbiński (21-8-2, 3 KO) przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie z Andersonem Prestotem (22-1, 11 KO) na gali organizowanej w Paryżu. Stawką pojedynku był wakujący tytuł mistrza Unii Europejskiej wagi średniej.

Pojedynek zakończył się po serii celnych ciosów na dół w wykonaniu 27-letniego Francuza. Dla Świerzbińskiego to pierwsza porażka od grudnia ubiegłego roku.

W tym roku Polak stoczył wcześniej trzy zwycięskie walki. Pas EBU-EU wcześniej należał do Jacka Culcaya.

Add a comment

Robert Świerzbiński (21-7-2, 3 KO) i  Anderson Prestot (21-1, 10 KO) zmieścili się w limicie wagi średniej podczas oficjalnej ceremonii ważenia przed galą w Paryżu. Pięściarze zaboksują o wakujący tytuł mistrza Unii Europejskiej.

Tytuł mistrza Unii Europejskiej w limicie wagowym do 72,5 kg jest aktualnie wakujący. Ostatnim jego posiadaczem był Jack Culcay, który być może już niedługo zmierzy się z Kamilem Szeremetą w eliminatorze do pasa mistrzowskiego federacji IBF.

Świerzbiński w dwóch ostatnich walkach dwukrotnie pokonywał na punkty doświadczonego Rafała Jackiewicza. Pochodzący z Francji Prestot ostatni raz boksował w kwietniu, a w tym roku stoczył już trzy pojedynki.

- Szanujemy każdego przeciwnika, ale nie da się ukryć, że Robert ma dużą szansę na zdobycie czegoś wielkiego - mówi w rozmowie z Poranny.pl promotor Chorten Boxing Production Dariusz Snarski.

- Robert pomimo, że ma już 40 lat, to wciąż nabiera doświadczenia i jego ostatnie potyczki pokazały, że ma jeszcze dużo sił, by walczyć na wysokim poziomie - mówi Snarski. - Przed pojedynkiem we Francji nie martwię się o umiejętności bokserskie Świerzbińskiego, ale bardziej o jego psychikę. Jeśli wyjdzie bardzo skoncentrowany, to będę spokojny o końcowe rozstrzygnięcie - dodaje.

Add a comment

Sergiej Radczenko (7-2, 2 KO) będzie przeciwnikiem Adama Balskiego (12-0, 8 KO) podczas gali, która odbędzie się 22 grudnia w Radomiu. Wcześniej Balski w tym terminie przymierzany był do pojedynku z Nikodemem Jeżewskim.

Dla 31-letniego Radczenki będzie to trzecia wizyta na gali organizowanej w Polsce. Pięściarz z Ukrainy w lutym przegrał z Krzysztofem Głowackim, z kolei w czerwcu został pokonany przez Michała Cieślaka.

Balski w tym roku boksował tylko raz. W kwietniu zawodnik z Kalisza wypunktował Denisa Graczewa. Głównym wydarzeniem radomskiej gali będzie walka w wadze półciężkiej pomiędzy Dariuszem Sękiem i Robertem Parzęczewskim.

Add a comment

W czwartek 29 listopada w Warszawie odbył się pogrzeb Andrzeja Gmitruka. Wybitny trener, były szkoleniowiec m.in. Andrzeja Gołoty, Tomasza Adamka i Artura Szpilki został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim. Na uroczystości pogrzebowe poprzedzone mszą w parafii Św. Wincentego a Paulo przybyły najważniejsze osoby z bokserskiego środowiska.

Zdjęcia z pogrzebu Andrzeja Gmitruka w Warszawie >>

Add a comment

W sobotę na gali organizowanej w Katowicach kolejny pojedynek stoczy Robert Talarek (22-13-2, 14 KO). Rywalem 35-latka będzie tym razem Tomasz Gargula (18-13-1, 5 KO).

Dla Talarka będzie to czwarty tegoroczny start i trzeci pojedynek od majowej porażki z Norbertem Dąbrowskim. Ostatni raz pięściarz ze Śląska boksował w październiku.

Podczas tej samej imprezy między linami pojawi się także Bartłomiej Grafka. Wracający po porażce z rąk Fiodora Czerkaszyna pięściarz skrzyżuje rękawice z Artemem Karpecem.

Add a comment

Znalezione obrazy dla zapytania gmitruk ringpolska.pl

Pogrzeb Andrzeja Gmitruka odbędzie się w czwartek, 29 listopada - poinformował administrator jego konta na Twitterze. Tragicznie zmarły trener zostanie pochowany na Cmentarzu Bródnowskim.

Nabożeństwo żałobne rozpocznie się o 13:10 w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej parafii św Wincentego a Paulo w Warszawie przy ul. Św Wincentego 81 (kościół murowany). Pogrzeb odbędzie się bezpośrednio po mszy na Cmentarzu Bródnowskim. Gmitruk zostanie pochowany w grobie rodzinnym.

Słynny trener, opiekun m.in. Tomasza Adamka, a ostatnio Artura Szpilki i Macieja Sulęckiego zmarł w miniony wtorek, 20 listopada w swoim domu w podwarszawskim Hipolitowie. Wybuchł w nim pożar, ale przyczyną śmierci nie był pożar, a problemy z sercem i ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.

Gmitruk odszedł w wieku 67 lat, zostawił żonę i córkę. Jego śmierć wstrząsnęła całym środowiskiem pięściarskim.

Add a comment