Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych brał udział w najgłośniejszych polskich procesach karnych. Regularnie widywał się z Pershingiem, znał Rympałka i Oczkę. Gdy rozpoczął działalność w boksie, na dzień dobry zagrożono mu śmiercią. Za Andrzejem Wasilewskim szesnaście lat kariery promotorskiej. Lat badania trudnego terenu. Rynku, na którym znacznie łatwiej o upadki, aniżeli wzloty. "Don Wasyl" jest założycielem i współwłaścicielem Sferis Knockout Promotions - najsilniejszej grupy bokserskiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Transmisje organizowanych przez niego gal docierają aż na cztery kontynenty.

Hubert Kęska: Urodził się Pan przy ringu?
Andrzej Wasilewski: Używając przenośni, można tak powiedzieć. Mój ojciec, oprócz tego, że był znanym adwokatem, bardzo aktywnie działał w boksie. Adwokatura była jego zawodem, pięściarstwo traktował zaś jako pasję. Przez dobrych kilkadziesiąt lat był wiceprezesem Polskiego Związku Bokserskiego. Po upadku komunizmu stanął na jego czele. Wypełnił trzy pełne kadencje. Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem 7 lat. Ojciec swoje obowiązki rodzicielskie wypełniał w ten sposób, że w co drugą niedzielę zabierał mnie na mecz bokserski. Bezpośrednio po nim udawaliśmy się na męski obiad. Właśnie tak spędzaliśmy wspólnie czas. Koło ringu kręciłem się zatem od dziecka.

Pamięta Pan jeszcze turniej Felixa Stamma i zwycięstwo Lennoxa Lewisa w kategorii superciężkiej?
Oczywiście. Wcześniej wygrał m.in. z nieżyjącym już Marianem Klepką. Doskonale pamiętam jak Marian biegł po trzeszczących schodach krzycząc: „Gdy trafiał, czułem jak wyrywa mnie z butów!”. Lewis reprezentował wtedy Kanadę. To był 1987 rok, tuż przed Seulem. Przyjechał wówczas do Polski z bardzo ciekawym pięściarzem kategorii półciężkiej Marcusem Egertonem.

Niespełna ćwierć wieku później "The Lion" odwiedził Halę Mirowską już jako Brytyjczyk i wieloletni czempion.
Pomogłem wtedy uratować imprezę Tomka Babilońskiego. Sprowadziliśmy Lewisa w zastępstwie Mike’a Tysona. Tomek - młody, ambitny człowiek - ślepo zaufał pewnemu oszustowi z Londynu. Z tego co wiem, nadal się z nim procesuje. Trzymam kciuki, aby odzyskał zainwestowane pieniądze. Chodziło o sporą sumę. W tym konkretnym przypadku jego niestandardowy pomysł - których ma wiele - zaliczył brutalne zderzenie z rzeczywistością.

Gdy Babiloński zadebiutował na antenie Polsatu zaczęto zestawiać go z Wilfriedem Sauerlandem. Pan jednak szybko zrezygnował z roli Klausa Petera-Kohla. Postawiliście na współpracę.
Połączenie sił wydawało się całkowicie naturalne. Dyrektor Marian Kmita - szef Polsatu Sport, hegemona na rynku bokserskim w Polsce, preferuje chyba model, który przez lata sprawdzał się w HBO, czyli kilku promotorów w jednej stacji. System niemiecki to jedna grupa - jedna stacja. Polska to jednak zupełnie inny rynek, ani nie niemiecki, ani nie amerykański. Rynek dużo biedniejszy i to zarówno finansowo, jak i produktowo. Miałem w ostatnich dniach sporo czasu na refleksje. Zastanawiałem się, w którym miejscu jesteśmy? W jakim kierunku zmierzamy? I pierwszy raz powiem to głośno: wydaje mi się, że polski boks wchodzi w głęboki kryzys. Telewizja Polsat robi wiele, dla boksu wiele. Sprawia, że sport ten jest świetnie opakowany, odbywa się dużo znakomicie zorganizowanych telewizyjnie gal. Jednakże, jeżeli porównamy sam poziom i prestiż sportowy dzisiejszych walk, z tymi które udało nam się załatwić kilka lat temu - choćby dwa razy Cunningham, Palacios, Fragomeni, trzykrotne konfrontacje o mistrzostwo Europy Rafała Jackiewicza - to wygląda to dosyć skromnie. Takich starć nikt dziś w Polsce nie organizuje. Brakuje moim zdaniem większych wyzwań sportowych, większego ładunku sportu w wymiarze międzynarodowym, a to właśnie część sportowa powinna być kręgosłupem rozwoju boksu. Do wspaniałej broni - perfekcyjnych telewizyjnych produkcji - musimy dobrać odpowiednią amunicję. Minęło już ponad pięć miesięcy 2015 roku i na naszej ziemi odbyła się zaledwie jedna walka, którą międzynarodowy świat bokserski tak naprawdę interesował - eliminator WBO Głowacki-Seferi…

Atrakcyjne starcia polsko-polskie to tylko pozorna korzyść?
Mam poważne wątpliwości, czy większość walk polsko-polskich w dłuższej perspektywie cokolwiek buduje. Wystarczy spojrzeć na światowe listy. Rankingi to oczywiście rzecz umowna, są często krytykowane, ale to właśnie obecność na nich jest przepustką do walk o tytuły. Bez budowania pozycji, Polacy, jeżeli w ogóle będą boksować o jakieś tytuły, to zupełnie przypadkowo i wyłącznie w kategorii przeciwników. Myślę, że to ostatni dzwonek, aby próbować tutaj coś zmienić. Model podziału polskiego niedużego rynku bokserskiego na kilka małych grupek, może okazać się w dłuższej perspektywie szkodliwy dla mądrego i właściwego prowadzenia karier młodych zawodników, a co za tym idzie potencjalnych następców Tomka Adamka czy Diablo. Takie jest moje zdanie. W Polsce jest po prostu bardzo niewielu pięściarzy. Darek Michalczewski napisał w swojej autobiografii, że Peter-Kohl był człowiekiem, który wyciągnął niemiecki boks z piwnic na salony. Mam wrażenie, że my dzisiaj jesteśmy na salonach: mamy bardzo dobry czas antenowy i świetnego telewizyjnego partnera. Tyle że, za chwilę może się okazać, iż sam produkt jest słaby. Wtedy zaczniemy być automatycznie gorzej traktowani. Dopływ środków się zmniejszy i nasz boks powróci do piwnic. Bardzo się tego boję. Myślę, że to odpowiedni moment, aby się zjednoczyć i wspólnie nakreślić kilkuletnią strategię. Starannie wyselekcjonować grupę dobrze rokujących pięściarzy. Takich, którzy będą w stanie zaznaczyć swoją sportową obecność przynajmniej na mapie Europy. Należy tych wybrańców bardzo cierpliwie prowadzić, mieć plan i konsekwentnie go realizować. Jeżeli nie zrozumiemy tego szybko, obawiam się, że będzie trudno wychować sportowo i wypromować kolejnych światowej klasy zawodników.

Ostatnim polskim czempionem był wspomniany przez Pana Krzysztof Włodarczyk. Do tego pięściarza musi mieć Pan szczególny sentyment. To dzięki niemu trafił Pan do boksu.
Tak, historia była bardzo zabawna. Trenowałem rekreacyjnie boks w Gwardii Warszawa z moim ukochanym trenerem Zbyszkiem Raubo. Któregoś dnia Zbyszek - który był jednocześnie opiekunem Krzyśka - poprosił mnie, żebym został jego menadżerem. "Nie mam o tym zielonego pojęcia" - zareagowałem. Zbyszek potrafił mnie jednak przekonać: "Słuchaj, ty nie masz pojęcia i ja nie mam pojęcia, ale mnie jeszcze łatwiej oszukają niż ciebie" (śmiech).

To prawda, że w tamtym czasie Włodarczyk był obiektem drwin?
Krzysiu zbliżał się do swych osiemnastych urodzin i nie był zadowolony z traktowania na sali. Bardzo nieprzychylnym okiem patrzył na niego bezpośredni przełożony Zbyszka. Krzysiek był bliski natychmiastowego zakończenia kariery. Na szczęście przeszedł na zawodowstwo. (...)

Pięściarze to trudni współpracownicy?
Tak, choć wychodzę z założenia, że muszą to być trudni ludzie. Jedynie osoby z bardzo mocnymi charakterami mogą dojść w tym sporcie naprawdę wysoko. Boks to dyscyplina, która nie wybacza błędów. To najbardziej kontaktowy ze wszystkich sportów. Tu nie możesz na chwilę gdzieś się schować, odpocząć, usiąść na ławce rezerwowych. Przeciwnik chce urwać ci głowę i z takim przeświadczeniem musisz być gotowy stawić mu czoła.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Dariuszem Michalczewskim. Wyznał, że będąc w Universum koncentrował się wyłącznie na boksie, nie wybrzydzał w kwestii rywali. John Molina Jr. zapytany przez amerykańskich dziennikarzy o wymarzonego przeciwnika, odparł: "Gdyby Al Haymon kazał mi bić się jutro z Godzillą i King Kongiem na parkingu, zaraz bym tam był". Zawodnikom boksującym w Polsce brakuje takiego podejścia?
Darek i inni zawodnicy Petera-Kohla byli bohaterami tak trochę przed mikrofonem. Gwiazdami pozostawali jednak dla kibiców i mediów. Universum to było doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo. W relacjach wewnątrz firmy pięściarze nie wyrastali raczej ponad relacje pracodawca-pracownik. My przez lata także utrzymywaliśmy taki model. Nie zamierzałem pytać się zawodników z kim i kiedy chcą boksować. Przychodziła oferta i to na mnie spoczywała odpowiedzialność wynikająca z jej akceptacji. Musiałem trzeźwo ocenić czy warto zaryzykować, czy może tym razem lepiej odpuścić. To był dobry system, najlepszy jaki znam. Niestety z biegiem czasu uległ degradacji. Co było powodem? Wydaje mi się, że mój wspólnik Piotr Werner podchodził do zawodników znacznie łagodniej niż ja. Dziś, zwłaszcza starsi pięściarze, w ogóle nie stosują się do pierwotnie przyjętych zasad. Co chwilę słyszę, że ktoś zastanawia się czy przyjąć ofertę, czy też wycofać się z walki. Dla mnie to śmieszne. Świat jest pełen ludzi, którzy przechodzą obok życiowych okazji, które nigdy później już się nie pojawiają. Jeżeli zdecydowałeś się na tak ciężki zawód jak boks, to sięgnięcie po tytuł powinno być twoim największym marzeniem. A tutaj? Pojawia się mistrzowska szansa, zawodnik ma odpowiedni czas na przygotowania, może zarobić godziwe pieniądze i nie podejmuje rękawicy. Nie mówimy co gorsza o odosobnionym przypadku.

Dawida Kosteckiego zagłaskaliście?
Z punktu widzenia czysto biznesowego, inwestycja w Dawida to absolutna, totalna klapa.

Liczył pan kiedyś, ile na nim straciliście? Już sam jego powrót za kratki słono was kosztował.
W przypadku Dawida, podobnie jak i Artura Szpilki, polski wymiar sprawiedliwości wykazał się wyjątkową aktywnością. Adwokat Kosteckiego zaniedbał drobną procedurę i nagle - ni z gruszki, ni z pietruszki - przed budynkiem telewizji Polsat pojawiło się CBŚ. Dawid wychodził właśnie z wywiadu, nie miał zamiaru się ukrywać. Aresztowało go kilku panów z bronią maszynową w rękach. Niespodziewanie zdecydowano się na nadzwyczajną procedurę. Wcześniej mieliśmy wszystko dokładnie wyliczone. Nie dopuszczaliśmy możliwości, że nie dojdzie do walki z Royem Jonesem. Dawid miał dostać "bilet" pocztą, z odpowiednim terminem do stawienia się w zakładzie karnym. Postawiono jednak na show, w wyniku którego Dawid stracił walkę życia i wielkie pieniądze dla swojej rodziny. My również ponieśliśmy niepowetowane straty finansowe najadając się w dodatku wstydu. Bezpośrednio po zatrzymaniu robiliśmy co w naszej mocy, aby uratować sytuację. Rozmawiałem z Romanem Giertychem, rozmawiałem z najznamienitszymi polskimi prawnikami. Spotkałem się nawet z wybitnymi sędziami w sprawach karnych. Wszyscy opowiadali się za tym, aby nie krzywdzić młodego człowieka, dla którego boks to jedyne realne źródło zarobkowania. Nie oszukujmy się, polski wymiar sprawiedliwości nie ucierpiałby, gdyby Dawid stawił się w więzieniu kilka dni później. Jedyna różnica byłaby taka, że pięcioosobowa rodzina z trójką małych dzieci miałaby z czego żyć. (...)

Artura Szpilkę grypsowania chciał oduczyć sam Andrzej Gołota.
Odwiedził Artura w areszcie na moją prośbę. Andrzej był jednym z jego idoli.

Jego wizyta nie przyniosła zamierzonego rezultatu. Usłyszał od Szpilki, że ten nigdy nie uciekłby ani z ringu, ani przed polskimi organami wymiaru sprawiedliwości. Widzenie zakończyło się wcześniej niż zakładano.
Spotkanie odbyło się w Areszcie Śledczym na Montelupich w Krakowie. Chcieliśmy, aby Artur dał sobie pomóc i szybciej wyszedł na wolność. Zareagował alergicznie. Chciał zamanifestować żelazność zasad i charakterność. Po wyjściu z aresztu, Andrzej, który przecież sam w życiu sporo widział, zadzwonił do mnie i ze swoim wdziękiem, troszeczkę się jąkając powiedział, że nic z tego nie wyszło. Zasugerował, abym spróbował zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować chłopaka. "Jeśli będziecie bierni, to on tam zostanie i ten system go zniszczy" - dokończył.

Cały wywiad z Andrzejem Wasilewskim na Sporteuro.pl >>

Add a comment

W piątek około godz. 20.00 czasu polskiego w Baku zapłonął znicz historycznych 1. Igrzysk Europejskich. Genialna, niepowtarzalna, zapierająca dech w piersiach – takie określenia przewijają się w komentarzach po ceremonii otwarcia. Jeśli Azerowie utrzymają ten poziom przez całą imprezę to możemy być spokojni o niepowtarzalne emocje.

Podczas ceremonii otwarcia zaprezentowały się m.in. nasze obie reprezentacje w boksie – kobiet i mężczyzn, którym towarzyszyli trenerzy Paweł Pasiak i Tomasz Potapczyk.

- Wszystko jest perfekcyjnie przygotowane na przyjazd najlepszych sportowców z Europy – mówi trener kadry narodowej kobiet. – Nad organizacją i porządkiem pracuje dziesięć tysięcy. Azerowie wydali 4 miliardy dolarów tylko na budowę nowoczesnego osiedla dla sportowców. Nigdy i nigdzie czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Mamy do swojej dyspozycji dosłownie wszystko, w tym znakomite sale do treningów.Losowanie turniejów bokserskich odbędzie się w poniedziałek. My nie tracimy jednak czasu i jesteśmy już po dwóch treningach, a w sobotę dziewczyny będą pracować razem z Francuzkami. Przewiduję m.in. sparingi zadaniowe. Kadrowiczki są zdrowe, powoli się aklimatyzują, bo mamy straszny upał po 30 stopni a przy tym jest duszno i wieją strasznie mocne wiatry. Oczywiście walczymy z tym – zakończył trener Paweł Pasiak.

Tak, jak wspomniał trener kadry w poniedziałek nasze zawodniczki i zawodnicy poznają pierwszych rywali i drogi, jakie mogą ich ewentualnie zaprowadzić do medali. Pierwsze walki mężczyzn rozpoczną się we wtorek (16 czerwca), zaś panie pierwsze walki stoczą w piątek (19 czerwca).

Add a comment

Władimir Letr i Tomasz Mazur (obaj Wschodzący Białystok Boxing Team) wygrali swoje walki na niedzielnej gali w Pomigaczach koło Białegostoku. Remis zanotował inny podopieczny Dariusza Snarskiego - Robert Świerzbiński.

28-letni Władimir Letr (5-4), 4-krotny Mistrz Polski amatorów, w pojedynku w kategorii junior ciężkiej wypunktował 58-56 po sześciu rundach Łotysza Reinisa Porozovsa (3-4). W poniedziałek bokser białostockiej grupy Wschodzący Białystok Boxing Team wyjeżdża do Niemiec na sparingi z Francesco Pianetą, szykującym się do walki o pas Mistrza Świata WBA kategorii ciężkiej z Rusłanem Czagajewem.

W "Majątku Howieny" należącym do byłej Miss Polonia Rozalii Mancewicz i jej rodziców, swoją walkę wygrał też Tomasz Mazur (3-0-1). Pokonał w pierwszej rundzie Łotysza Igorsa Dubovsa (1-1). Mający największe doświadczenie w teamie Dariusza Snarskiego Robert Świerzbiński (14-4-1) zremisował z Białorusinem Ivanem Murashkinem (1-0-1). W starciu dwóch innych białoruskich pięściarzy Yaugheni Aleinik (2-2) łatwo rozprawił się z Dmitri Agafonau (8-5), pokonując go w pierwszym starciu.

Add a comment

Na gali w Częstochowie Marcin Siwy (12-0, 5 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Lukasa Horaka (3-2, 2 KO). Po sześciu rundach sędziowie punktowali 58-56 i dwukrotnie 58-57 dla Polaka, który nie zachwycił swoją postawą.

Kolejne zawodowe zwycięstwa do swoich bilansów dopisali w Częstochowie również Dawid Kwiatkowski (9-2-1, 3 KO), który pokonał na punkty Zorana Cveka (9-34-4, 6 KO) oraz Łukasz Gworek (5-0, 1 KO), który wypunktował Antonio Horvatica (7-17, 4 KO).

Add a comment

Marcin Siwy (11-0, 5 KO) okazał się dużo cięższy od Lukasa Horaka (3-1, 2 KO) podczas oficjalnej ceremonii ważenia przed galą w Częstochowie. Polak wniósł na wagę 115 kg, zaś Słowak 95,8 kg. Walkę zakontraktowano na sześć rund. Galę pokaże na żywo TVP Sport.

Pozostałe wyniki ważenia:
Łukasz Gworek (62 kg) - Antonio Horvatic (60 kg)
Adam Koprowski (90,7 kg) - Robert Gacek (94,0 kg)
Dawid Kwiatkowski (69,0 kg) - Zoran Cvek (69,0 kg)

Add a comment

- Czuję się świetnie przygotowany przed niedzielną walką. Wierzę, że wygram, a za jakiś czas znów spotkam się z Albertem Sosnowskim - mówi Władimir Letr (Wschodzący Białystok Boxing Team) przed galą 14 czerwca w Pomigaczach koło Białegostoku.

W "Majątku Howieny", należącym do byłej Miss Polonia Rozalii Mancewicz i jej rodziców, dojdzie do czterech walk zawodowych. Lider grupy Dariusza Snarskiego - Władimir Letr (4-4) spotka się z innym bokserem mającym remisowy bilans pojedynków Reinisem Porozovsem (3-3). Za kilka dni któryś z nich wyjdzie "na plus".

- Pod okiem Darka Snarskiego, Olimpijczyka z Barcelony, z którym trenuję od niecałego roku, czynię systematyczne postępy głównie jeśli chodzi o technikę. Jestem zdrowy, przygotowany i już dziś mógłbym wejść do ringu w Pomigaczach - mówił pięściarz mający swe korzenie w Kazachstanie.

W polskich mediach czasem imię Letra zapisywane jest jako Włodzimierz. - To zostało zapoczątkowane kiedy boksowałem w PKB Poznań. W paszporcie i dowodzie osobistym mam Władimir Letr - dodał.

Jako amator Władimir Letr aż 4 razy z rzędu zdobył Mistrzostw Polski - w 2010 i 2011 roku w wadze półciężkiej, a w 2012 i 2013 – w ciężkiej.

- Wśród zawodowców zacząłem od fatalnej porażki w listopadzie 2013 roku z Białorusinem Artsiomem Charniakevichem. Wszystko było wtedy źle - ważyłem ok. 110 kg, miałem złe nastawienie do walki, do tego zlekceważyłem rywala. Bardzo boli także przegrana z Albertem Sosnowskim, byłym pretendentem do tytułu Mistrza Świata. Chętnie dałbym rewanż Albertowi, jeżeli na to się zgodzi nawet we wrześniu w Białymstoku - mówi Władimir Letr.

Obecnie bokser promowany przez Dariusza Snarskiego występuje w kategorii junior ciężkiej, a po ostatnim treningu ważył niespełna 90 kg.

- Byłem Mistrzem Polski amatorów, a teraz chciałbym zaistnieć nie tylko na polskich zawodowych ringach, ale też zagranicznych. Zmieniłem się, ciężko pracuję, aby odnosić sukcesy - powiedział Władimir Letr, który na co dzień sparuje m.in. z Rogerem Hryniukiem z Rafako Hussars Poland.

Oprócz Władimira Letra, uczestnika Mistrzostw Europy w Moskwie, w niedzielę w Pomigaczach wystąpi jeszcze dwóch bokserów Wschodzący Białystok Boxing Team - Robert Świerzbiński i Tomasz Mazur. A już w poniedziałek Władimir Letr wyjeżdża do Niemiec na sparingi z Francesco Pianetą szykującym się do walki o pas WBA wagi ciężkiej z Rusłanem Czagajewem.

Add a comment

- Argentyńczyk Pablo Sosa boksuje agresywnie i będzie niebezpieczny do ostatniej sekundy pojedynku - mówi Michał Gerlecki (Tymex Boxing Promotion), który jedenastą zawodową walkę stoczy 19 czerwca na gali "BudWeld Boxing Night" w Ostrowcu Św.

Jeden z najbardziej doświadczonych bokserów z grupy Mariusza Grabowskiego spotka się z mieszkającym na stałe w Palma de Mallorca Pablo Sosą (4-4-3). W przeszłości Michał Gerlecki walczył już z rywalem z Argentyny. Był nim olimpijczyk z Londynu Yamil Peralta.

- Do naszej walki doszło w grudniu 2012 roku podczas meczu ligi World Series of Boxing w argentyńskiej Mendozie. Przegrałem wówczas na punkty. Gdyby miał porównać obu Argentyńczyków, Yamil Peralta to elastyczny zawodnik boksujący z defensywy, z długim zasięgiem ramion, zaś Pablo Sosa walczy ofensywnie i jest dużo niższy od niego. Stylowo się różnią, ale temperamentem i zaciętością Pablo nie ustępuje Yamilowi - powiedział Michał Gerlecki (10-0).

Jak zwykle pięściarz z Trójmiasta przygotowywał się pod okiem trenera Rafała Kałużnego. Był również w Finlandii na sparingach z niezłym Juho Haapoją.

- Wyjazd do Skandynawii był bardzo dobrym pomysłem, zdobyłem doświadczenie w potyczkach z Juho Haapoją, który podobnie jak Pablo Sosa zadaje dużo ciosów i prezentuje mocno ofensywny styl walki - mówi Michał Gerlecki.

Rok temu Pablo Sosa zremisował na wyjeździe z Niemcem Eduardem Gutknechtem (27-3-1). To jego jeden z najlepszych zawodowych występów w karierze.

- Argentyńczyk jest twardym i solidnym zawodnikiem, walczącym w wysokim tempie na pełnych dystansach. Boksuje agresywnie i będzie niebezpieczny do końca pojedynku. Udało mi się obejrzeć kilka jego pojedynków, w tym z Eduardem Gutknechtem i walka rzeczywiście była dosyć wyrównana - dodał bokser Tymexu.

Na amatorskich ringach Michał Gerlecki walczył z wieloma trudnymi rywalami jak wspomniany Yamil Peralta, Johan Witt czy Ramazan Magomedov. Przed 2 laty w Mistrzostwach Polski przegrał w finale z Markiem Matyją, dziś obiecującym półciężkim. Być może ciekawym pomysłem byłaby organizacja turnieju z udziałem np. Michała Gerleckiego i Roberta Parzęczewskiego z Tymexu oraz Marka Matyi, Pawła Głażewskiego czy Macieja Miszkinia.

- Telewizja jest zainteresowana pojedynkami polsko-polskimi, ale ja, podobnie jak mój promotor, nie jestem ich zwolennikiem - wyjaśnił Michał Gerlecki.

W głównej walce wieczoru w Ostrowcu Św. wystąpi były pretendent do tytułu Mistrza Świata wagi ciężkiej Mariusz Wach, a jego rywalem będzie Niemiec Konstantin Airich.

Add a comment

Boksujący w kategorii lekkiej Marek Jędrzejewski (4-0,4 KO) podczas niedzielnej gali w niemieckim Essen znokautował w pierwszej rundzie reprezentanta gospodarzy Pierre'a Davida Wagnera (2-4, 2 KO). 

Pojedynek zakontraktowano na dziesięć starć, jednak Polak na jego rozstrzygnięcie potrzebował zaledwie 90 sekund. Walkę zakończył potężny lewy hak wymierzony w wątrobę Niemca. Dla 25-letniego Jędrzejewskiego zwycięstwo nas Wagnerem było czwartym odniesionym w pierwszej rundzie.

- Kolejną walkę Marek stoczy 14 sierpnia w Niemczech, a potem czeka go wyjazd na obozy treningowe do Stanów Zjednoczonych, gdzie będzie miał okazję ćwiczyć z jednym z najlepszych szkoleniowców świata - zdradza Krzysztof Jaszczuk z promującej Jędrzejewskiego grupy First Punch Promotion.

Add a comment

Olimpijczyk z Barcelony Dariusz Snarski odkrywa nowe miejsca dla boksu zawodowego. w niedzielę 14 czerwca na gali w Pomigaczach koło Białegostoku wystąpią jego najlepsi zawodnicy - 4-krotny Mistrz Polski Seniorów Władimir Letr oraz medaliści MPS Robert Świerzbiński i Tomasz Mazur (wszyscy Wschodzący Białystok Boxing Team).
 
- Zaplanowaliśmy cztery walki zawodowców na niedzielnej gali w "Majątku Howieny" w Pomigaczach, miejscowości będącej perłą podlaskiej agroturystyki. Władimir Letr (4-4) spotka się z Łotyszem Reinisem Porozovsem (3-3), Robert Świerzbiński (14-4) z Białorusinem Ivanem Murashkinem (1-0), Tomasz Mazur (2-0-1) z Rosjaninem Nikolajem Vasilchenko (1-0) , a urodzony na Ukrainie 20-letni Białorusin Yauheni Aleynik (1-2), były mistrz kraju i brązowy medalista Młodzieżowych Mistrzostw Europy z innym reprezentantem Białorusi Dzmitri Agafonau (8-4) - powiedział organizator gali Dariusz Snarski.
 
- Poczyniłem duże postępy podczas białostockich treningów pod okiem Darka Snarskiego i mam nadzieję na efektowną wygraną w Pomigaczach - powiedział walczący w wadze junior ciężkiej 28-letni Władimir Letr, mający kazachskie korzenie.
 
Majątek Howieny to urokliwe miejsce, należącego do byłej Miss Polonia Rozalii Mancewicz i jej rodziców.
 
- Gala rozpocznie się o g. 16:00 od walk młodych adeptów amatorskiego pięściarstwa. Powalczą zawodnicy z BKB Boxing Production i Golden Boxing Gym, jak np. w kategorii -46 kg Daniel Pogorzelski zmierzy się z Białorusinem Edgarem Sadovskijem. Swój pojedynek stoczy też Bartłomiej Borysewicz w kategorii -91 kg. Następnie zaplanowane są konkursy dla kibiców oraz występ wokalistki zespołu Buenos Ares, zwyciężczyni popularnego programu telewizyjnego Ugotowani Justyny Mosiej. Po tych atrakcjach widzowie obejrzą potyczki zawodowców - dodał Dariusz Snarski, ćwierćfinalista Mistrzostw Świata z 1993 roku.
 
Szef grupy Wschodzący Białystok Boxing Team planuje już kolejną galę, tym razem we wrześniu w Białymstoku. Mimo że sam w grudniu skończy 47 lat, wciąż pozostaje aktywny i nie wyklucza, że jeszcze kiedyś zdecyduje się wyjść na ring. Jego rówieśnikiem jest Przemysław Saleta, który szykuje się do walki z Tomaszem Adamkiem.
 
- Moja ringowa przygoda trwa ponad 30 lat i być może jeszcze założę rękawice do oficjalnej walki - dodał białostocki promotor, pretendent do tytułu mistrza Europy w kategorii lekkiej. Pierwsze treningi miał w 1983 roku pod okiem Stanisława Wąsowskiego w klubie Hetman.

Add a comment


Na ringowych deskach Hali Trapez w Lesznie, Przemysław Opalach (16-2, 14 KO) stanie 3 lipca przed szansą zdobycia prestiżowego tytułu WBA Inter-Continental w wadze superśredniej. Rywalem olsztynianina będzie zawodnik z Kenii - Daniel Wanyonyi (21-6-2, 17 KO). Popularny "The Spartan" zdradza w rozmowie z redakcją ringpolska.pl m.in. co wie o swoim przeciwniku, jak idą przygotowania do najbliższej gali jego grupy Spartan Promotion, a także co sądzi o ewentualnym pojedynku z Maciejem Miszkiniem.

Kamil Kierzkowski: Pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl po ogłoszeniu stawki Twojej walki: czemu zdecydowałeś się na pojedynek o pas federacji WBA, a nie kontynuujesz - jak do tej pory - swojej przygody z WBC?
Przemysław Opalach: Najzwyczajniej - oferta WBA była ciekawsza, korzystniejsza. Zarówno w przypadku najbliższej gali w Lesznie, jak i kolejnych startów w przyszłości. By uciąć jakieś ewentualne spekulacje od razu mówię wyraźnie: z WBC żadnego konfliktu nie ma i nie sądzę, by był kiedykolwiek. Po prostu: WBA na tę chwilę okazała się lepszą opcją.

- Jeśli zwyciężysz w Lesznie, tytuł interkontynentalny z pewnością pchnie Cię mocno w rankingach WBA, a pewnie i w innych będziesz bardziej zauważalny. Myślisz o tym, że za jakiś czas możesz dostać propozycję walki z kimś ze światowej czołówki? Otrzymujesz taki telefon - co robisz?
Nie wiem co bym zrobił, natomiast wiem czego bym NIE zrobił. Na pewno bym nie wymiękł. Mówiłem już wielokrotnie wcześniej przy innych okazjach, powtórzę i teraz: jeśli na stole pojawi się konkretna, dobra oferta, to w nią wchodzę. Nie interesuje mnie czy gość będzie wyraźnym faworytem czy - wręcz przeciwnie - to ja nim będę. Nie ma co się oszukiwać: działalność charytatywną prowadzę poza ringiem, ale na pewno nie w ringu. Wychodząc między liny poświęcam swoje zdrowie, na pewno nie będę tego robił za darmo.

- Rozumiem, że podobny stosunek masz i do ewentualnej walki z Maciejem Miszkiniem? Wielu chętnie widziałoby Was pewnie np. Polsat Boxing Night.
Dokładnie. Na tę chwilę nie otrzymałem żadnej oferty ani od Maćka, ani od jego promotorów. Można więc gdybać, ale tematu konkretnego nie ma. Jak widzisz: potrafię zadbać o siebie, Spartan Promotion rozrasta się z każdym miesiącem, dostaję walki o tytuły, o które walczy niewielu Polaków z którejkolwiek ze stajni promotorskiej. Co do szans: to boks, każdy z nas miałby na pewno swoje szanse. Maciek to solidny zawodnik. Z tego co wiem, nikt nigdy nie ciągnął go do treningów siłą, potrafi się zmobilizować. Być może więc kiedyś dojdzie do tej walki. Na tę chwilę skupiam się jednak na swojej gali.

- Gdy rozmawialiśmy wcześniej, lista miast, które były skłonne ugościć galę Twojej grupy promotorskiej - była dość obszerna. Czemu akurat Leszno?
Po pierwsze: bardzo profesjonalne podejście ze strony władz Leszna. Po drugie - mamy w tamtej okolicy wielu przyjaciół (szczególne pozdrowienia dla p. Darka z Boszkowa), wiele zaprzyjaźnionych firm, które zadeklarowały się pomóc w tym niemałym i niełatwym przedsięwzięciu. To w bardzo dużej mierze właśnie ich zasługa.

- Twoim przeciwnikiem będzie Daniel Wanyonyi - co o nim wiesz?
Powiem szczerze, że niewiele. Staramy się o nagrania z jego walk, treningów, jednak idzie to dość opornie. Będę jednak przygotowany na wszystko, co będzie w stanie zaoferować 3 lipca w ringu. Sam jestem cholernie ciekaw jego boksu, więc jeśli na coś trafisz to podsyłaj (śmiech).

- Z dużym zaskoczeniem przyjąłem informację, iż wystąpi u Was także Mark de Mori: znany ze współpracy z samym Donem Kingiem. W jaki sposób udało Ci się go zwerbować na galę?
Dla mnie to również zaskoczenie, ale bardzo pozytywne. Takich postaci dość mało pojawia się na polskich ringach. Pojedynek zorganizował Dalibor Ban, partner biznesowy naszej grupy. To w dużej mierze właśnie dzięki niemu.

- Tego samego wieczoru, również o pas WBA Inter-Continental - choć w innym limicie - zawalczy dobrze znany Ci Yavuz Ertuerk. Co możesz powiedzieć o jego najbliższej walce?
To będzie dla niego ciężki sprawdzian. Również zawalczy z zawodnikiem z Afryki - Tanzańczykiem Cosmasem Cheką. Ma dobry rekord, jest w dodatku - jeśli dobrze pamiętam - wyższy od niego o 15 cm. Yavuz nie będzie miał łatwo, ale wiem, że przygotowuje się do tego bardzo profesjonalnie. Jestem dobrej myśli.

- Z Yavuzem współpracujecie już od jakiegoś czasu, w dużej mierze właśnie dzięki niemu stoczyłeś swoją ostatnią walkę w Turcji. Zapowiada się jakaś dłuższa, konkretniejsza kooperacja?
Wszystko na to wskazuje. Niebawem planujemy wspólne przedsięwzięcie właśnie w Turcji, powinno być to coś naprawdę solidnego. Szczegółów jednak zdradzić w tej chwili nie mogę.

- Kibice w Lesznie zobaczą również kilka ciekawych pojedynków w formule K-1. Między linami pojawi się m.in. charyzmatyczny Portugalczyk - Janu "Malkriado" Cruz. Czy wzbogacenie gal o tego typu formułę będzie już stałym elementem wydarzeń Spartan Promotion?
Myślę, że tak. Nie chcemy ograniczać się wyłącznie do jednej formuły. Staramy się urozmaicać ofertę również pod kątem telewizji. Boks to oczywiście boks i nic go mi nie zastąpi, ale K-1 dla wielu jest równie, a często jeszcze bardziej widowiskowe. To też doskonała okazja do wykorzystania dobrej znajomości właśnie z takimi znanymi zawodnikami jak Janu Cruz. W dodatku sam walczyłem kiedyś w muay thai, zostało trochę kontaktów, kibice na pewno nie będą się nudzili podczas gali.

- Gdy rozmawialiśmy świeżo po Twoim zwycięstwie nad Simeunovicem w Olsztynie, zarzekałeś się, że zrobisz wszystko, by powoli przestać poświęcać uwagę organizacji gal. Planowałeś poświęcić się w całości treningom: na ile udało się to zrealizować?
Z każdą galą mam przy organizacji coraz mniej rzeczy do załatwiania własnymi rękami. Ludzie, z którymi współpracuję od dłuższego czasu, którzy - podobnie jak ja - dopiero wchodzili w temat na poważnie, podczas wcześniejszych gal zdobyli doświadczenie, czują się coraz pewniej. Dochodzą również kolejne osoby, które są chętne wspólnie działać. Teraz jeszcze to niemożliwe, ale za jakiś czas na pewno będę mógł skupić się już tylko i wyłącznie na treningach.

http://www.youtube.com/watch?v=R0jjTHqi948

Add a comment

- z Laszlo Fazekasem nastawiam się na 6-rundową walkę, ale wkrótce przyjdą też nokauty - mówi Michał Żeromiński (Tymex Boxing Promotion), który spotka się z Węgrem 19 czerwca na gali "BudWeld Boxing Night" w Ostrowcu Św. Transmisja w Polsacie Sport.

- Laszlo Fazekas jest dwa lata młodszy ode mnie, ale stoczył już 45 zawodowych walk, czyli ponad 4 razy więcej niż ja. Doświadczenia nie można mu odmówić, a uważać trzeba na jego lewy sierpowy. Zwycięstwa z takimi rywalami to jednak mój obowiązek - powiedział 28-letni Michał Żeromiński, który ma w rekordzie 8 wygranych i 2 porażki.

W poprzednim występie na gali Tymexu bokser promowany przez Mariusza Grabowskiego wypunktował w Inowrocławiu po 6 rundach Chorwata Ivo Gogosevica. Teraz znów Michał Żeromiński nastawia się na twardy i zacięty bój. - Jeśli Węgier przegrywa, to zazwyczaj po walce na całym ustalonym dystansie. Jednym z dwóch zawodników, którzy pokonali go przed czasem, był w zeszłym roku Kanadyjczyk Kevin Bizier w Montrealu. Prawdopodobnie w Ostrowcu nasza walka potrwa całe 6 rund, bo to pięściarz z gatunku tych, którzy się nie przewracają. Ale wkrótce przyjdą też nokauty, bo kibice na nie czekają - powiedział Michał Żeromiński.

Pochodzący z Radomia bokser wiele razy występował na ringach w oddalonym o ok. 70 km Ostrowcu Św. - Stoczyłem ok. 10 walk, m.in. w meczach towarzyskich czy Memoriale Bronisława Kubickiego. W 2011 roku rywalizował jeszcze jako amator przed walkami zawodowców np. Mateusza Masternaka i Macieja Sulęckiego. Ja mam bardzo dobre wspomnienia z tego miasta, podobnie jak mój tata, który kończył karierę w KSZO Ostrowiec. Spędził w tym klubie 2 lata - dodał.

Michał Żeromiński obecnie przebywa w ośrodku w Dzierżoniowie, gdzie toczy sparingi z kolegą klubowym z Tymexu Michałem Leśniakiem oraz specjalizującym się w kickboxingu i boksie tajskim Mariuszem Cieślińskim. - Brakuje mi rund sparingowych, ale mam na tyle duże doświadczenie z boksu amatorskiego, że powinienem sobie poradzić w dobrym stylu z Węgrem. Na treningach technicznych, z przyborami, wypadam bardzo dobrze. Ogólnie z całych przygotowań mogę być zadowolony, dziękuję sponsorom za pomoc, w tym Kantorowi Metropol i Karolowi Jurkowskiemu - powiedział Michał Żeromiński, którego trenerem jest ojciec Sławomir.

Główną gwiazdą wieczoru "BudWeld Boxing Night" 19 czerwca w Ostrowcu będzie Mariusz Wach (30-1), były pretendent do tytułu Mistrza Świata wagi ciężkiej. W walce zaplanowanej na 10 rund spotka się z Niemcem Konstantinem Airichem (21-10-1). W innych pojedynkach Robert Parzęczewski (8-0) przeegzaminuje Francuza Jessy Luxembourgera (6-0), a Michał Gerlecki (10-0) sprawdzi formę Argentyńczyka Pablo Sosę (4-4-2). Kolejne walki stoczą też Damian Wrzesiński (7-0) i Michał Leśniak (2-0), zaś zadebiutuje były Mistrz Polski Juniorów Mateusz Rzadkosz.

http://www.youtube.com/watch?v=FveZbtGQhgE

Add a comment