Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

26 września odbędzie się kolejna edycja gali Polsat Boxing Night, której główną atrakcją będzie tym razem pojedynek Przemysława Salety z byłym mistrzem świata dwóch kategorii wagowych Tomaszem Adamkiem. Kompletna karta walk gali powinna być znana najpóźniej na początku sierpnia - zdradza w rozmowie z ringpolska.pl Mateusz Borek, dziennikarz telewizji Polsat.

Walkę wieczoru kolejnej gali Polsat Boxing Night znamy już od dłuższego czasu. Kiedy kibice mogą spodziewać się informacji na temat pozostałych pojedynków tej imprezy?
Mateusz Borek: Myślę, że decyzje zapadną w ciągu dwóch lub trzech najbliższych tygodni. Wtedy będziemy mieli pełną kartę walk. Wiem, że Marian Kmita pracuje nad tym codziennie. 
 
Zawsze głośno mówiłeś, że jesteś zwolennikiem ogłaszania karty walk z dużym wyprzedzeniem.
Jeśli ktoś ma zapłacić za bilet lub Pay-Per-View, to trzeba mu dać trochę uczciwości w tym wszystkim i nie może być tak, że jeden pięściarz przygotowuje się do gali przez trzy miesiące, a jego rywal dowiaduje się o występie na tydzień przed walką i przyjeżdza jedynie po wypłatę. Na pewnym poziomie zawodowego sportu takie sytuacje są śmieszne.
 
Których pięściarzy kibice powinni spodziewać się na kolenej gali Polsat Boxing Night?
Chcemy, żeby na tej gali pojawił się Mariusz Wach, chcielibyśmy również zobaczyć w akcji Krzysztofa Zimnocha, ale jego występ jest uwarunkowany odpowiednią diagnozą lekarską. Wkrótce powinniśmy poznać ostateczną odpowiedź w tej sprawie. Wiadomo, że karta walk nie jest z gumy i nie zmieszczą się tam wszyscy, ale w gronie zawodników, o których myślimy są Ewa Brodnicka, Michał Syrowatka, być może Dariusz Sęk, Kamil Szeremeta czy Maciej Miszkiń.
 
Zimnoch ma walczyć z Pawłem Kołodziejem, czy coś się zmieniło?
Pomysł tej walki jest aktualny i myślę, że ten pojedynek jest na dobrej drodze. Marian Kmita jest w stałym kontakcie z Pawłem Kołodziejem i wydaje się, że ta walka do tej pory nie została jeszcze zmaterializowana głównie z powodu problemów zdrowotnych obu zawodników. Wola do stoczenia takiego pojedynku jest jednak z obu stron.
 
Z kim mieliby walczyć pozostali wymienieni? Kandydatów na polskim podwórku nie ma zbyt wielu.
Pewne stratgiczne decyzje zapadną w przyszłym tygodniu. Środowisko bokserskie zostało przez nas w jakimś stopniu zdemoralizowane. Wielu promotorów i zawodników traktuje teraz galę Polsat Boxing Night jako skok na kasę. Nie podoba mi się taka postawa wobec telewizji, która ich wychowała, wykształciła i zrobiła z nich osoby publiczne. Jeśli będą duże trudności z dopięciem imprezy w formule walk polsko-polskich, to będziemy się zastanawiać nad sięgnieciem do planu B.
 
Czyli walk z przeciwnikami zagranicznymi?
Nazwijmy to na razie planem B. Ten wariant nie musi być wcale gorszy sportowo. Moim zdaniem będzie nawet lepszy.
 
Co z walką Krzysztofa Włodarczyka z Mateuszem Masternakiem, którą też wymieniano w kontekście tej gali?
Według moich informacji Włodarczyk ma boksować w tym terminie na gali organizowanej w USA, więc oceniam ten pomysł jako mało realny.
 
Decyzje zapadną w najbliższych dwóch lub trzech tygodniach. Kiedy zatem możemy spodziewać się oficjalnych komunikatów ze strony organizatorów?
To zależy przede wszystkim od Mariana Kmity, który jest szefem projektu Polsat Boxing Night. Być może karta walk zostanie oficjalnie podana do wiadomości dopiero na pierwszej konferencji prasowej na początku sierpnia, kiedy Tomasz Adamek wyląduje już w Polsce, spojrzy w obecności mediów w oczy Przemkowi Salecie i rozpocznie swój obóz. Dopiero jak ułożymy cały fightcard, zostaną podane informacje o biletach czy sposobie dystrybucji telewizyjnej.
 
Adamek ma przylecieć do Polski na początku sierpnia. Sam organizowałeś jego obóz. W niektórych publikacjach można było przeczytać, że zadbałeś nawet o sparingpartnerów.
To nie jest tak, że pozjadałem wszystkie rozumy i będę teraz ustalał sparingpartnerów byłemu mistrzowi świata dwóch kategorii wagowych. Ja się na tym nie znam, dlatego jest lista nazwisk, którą otrzymał trener Andrzej Gmitruk i on zadecyduje kogo chce widzieć na sparingach. To są wyłącznie kompetencje trenera. Ofertę sparingów z Tomkiem z wielką radością przyjął Mariusz Wach. Być może na kilka dni na obozie Tomka pojawi się także Michał Cieślak. Tomek będzie miał nowych ludzi od przygotowania fizycznego, ale na przedstawienie tych nazwisk przyjdzie czas podczas otwartych treningów, na które media będą zapraszane.

Add a comment


W ostatnim czasie w mediach coraz głośniej mówi się o potencjalnej walce Macieja Miszkinia (17-3, 4 KO) z  Przemysławem Opalachem (17-2, 15 KO). Jak przekonuje jednak olsztyński pięściarz: na tę chwilę nie jest zainteresowany walką z Miszkiniem, gdyż... w dalszym ciągu nie otrzymał żadnej realnej oferty.

- Jak podkreślałem w wielu wywiadach, chętnie wyszedłbym do walki z Maćkiem Miszkiniem, gdyby tylko pojawiła się jakakolwiek poważna oferta. W ostatnim wywiadzie wkradła się pewna niejasność. By ją rozwiać, mówię po raz kolejny. Jasno i wyraźnie: chętnie zawalczę z Miszkiniem. Żadnej konkretnej oferty na tę chwilę wciąż jednak nie otrzymałem. Za darmo walczył natomiast nie będę. Tym bardziej, że dopiero leczę rany po gali w Lesznie, podczas organizacji której w wielu sprawach zostałem zwyczajnie oszukany przez osoby, którym zaufałem. Obecnie czas spędzany na sali treningowej to głównie ten, w którym remontuję nasz klub, by wkrótce mogły trenować tam bezpłatnie dzieciaki z domów dziecka - mówi olsztynianin.

- Bardzo szanuję Maćka i nawet go lubię, lecz kompletnie nie rozumiem jego oburzenia faktem, że nie chcę wyjść do ringu nie znając konkretnych warunków, które, swoją drogą , powinny być przynajmniej satysfakcjonujące. Maćku: myślę, że obaj zdajemy sobie sprawę, że w boksie - chcemy tego czy nie - wielką wagę odgrywają pieniądze. Z tymi nie zawsze jest kolorowo, o czym wiesz doskonale - wszak niedawno osobiście prosiłeś mnie o pomoc w załatwieniu Ci sponsora - kontynuuje "The Spartan".

- Fakt. Po wydarzeniach z Leszna chwilowo straciłem serce do treningów. Jeśli jednak pojawi się solidna oferta, na pewno do tematu chętnie wrócę. Ofert mam w tej chwili kilka. Dla wielu okres mojego gorszego samopoczucia jest bardzo łakomym kąskiem, by wybić się w rankingach. Jeśli jednak na stole pojawią się konkretne pieniążki, to chętnie wrócę na salę, by pokazać, że mocno się mylą. Wówczas będzie można spodziewać się walki Opalach-Miszkiń na Polsat Boxing Night - podsumowuje Opalach.

Add a comment

- Powiem szczerze, że walka z Miszkiniem, jak również innymi Polakami, nie interesuje mnie - mówi Przemysław Opalach (17-2, 15 KO), który jest przymierzany do walki z Maciejem Miszkiniem (17-3, 4 KO) na wrześniowej gali Polsat Boxing Night. Opalach jeszcze kilka tygodni temu był otwarty na pojedynek z pięściarzem z Sokółki, jednak teraz zmienił zdanie.

Odchorowałeś już galę w Lesznie, gdzie ostatecznie toczyłeś walkę pokazową?
Przemysław Opalach: Cały czas odchorowuję. Szkoda, że wizerunek mojej grupy na tym wszystkim ucierpiał.

Po tej gali miałeś wyraźnie dosyć boksu.
Przez ostatnie tygodnie spędzam czas z rodziną, boks na razie odstawiłem na bok. Pewnie, że jak obejrzę jakiś boks w telewizji, to ciągnie mnie na salę, ale na razie odpoczywam od treningów. 

Myślałeś już o tym co dalej?
Na razie mam na pewno dosyć organizowania gal. Chciałbym znowu pojechać na jakiś zagraniczny pojedynek, żeby podjąć wyzwanie. Myślę tym razem o kontynencie europejskim, ale zanim nie podpiszę kontraktu na walkę, to nie chcę nic mówić.

A walki z Polakami? Telewizja Polsat chętnie zorganizowałaby twój pojedynek z Maciejem Miszkiniem.
Powiem szczerze, że walka z Miszkiniem, jak również innymi Polakami, nie interesuje mnie. Rozumiem Miszkinia i innych, że chcą ze mną walczyć, kiedy mam fajny rekord i kilka zdobytych pasów. Ale czemu nie rwali się do walki ze mną kiedy miałem 8 czy 10 walk na koncie? Walka z Miszkiniem niewiele mi daje i do niczego nie jest mi potrzebna.

Czyli jeśli przyjdzie propozycja takiej walki, to nawet nie spojrzysz na kwoty?
Spojrzę, ale nie sądzę, żeby organizatorzy byli w stanie zapłacić kwotę, której oczekuję. Wiele walk sam w siebie inwestowałem, więc teraz chciałbym, żeby te pieniądze trochę się zwróciły. Szczerze mówiąc, to występ na gali Polsatu nie jest mi do niczego potrzebny.

Wobec tej imprezy prezentujesz zupełnie inne podejście, niż większość polskich pięściarzy.
Ja od początku miałem inne podejście, szedłem inną drogą. Na początku pomógł mi sporo Andrzej Gmitruk, o tym nie mogę zapomnieć, ale większość walk załatwiałem sobie i opłacałem sam. Nie miałem promotora, menadżera, za wszystkim musiałem biegać. Rozumiem polskich zawodników, którzy chcieliby sobie na mnie zbudować pozycję w rankingu, ale ja wybieram inny kierunek.

Kiedy w takim razie powinniśmy spodziewać się informacji na temat twojej przyszłości?
Myślę, że w przeciągu trzech tygodni coś już powinno być wiadomo.

Add a comment

17 października w Warszawie w jednym z luksusowych hoteli odbędzie się gala Boxing Night 11 organizowana przez grupę NW Promotion, której właścicielami są Marcin Najman i Robert Walczak.

Super atrakcją imprezy będzie pojedynek pomiędzy byłą mistrzynią świata w boksie Iwona Guzowska, a popularną aktorką Ewą Kasprzyk, która od trzech lat trenuje K1. Panie walczyć będą o 20 tys zł - zwyciężczyni przekaże je na cel charytatywny.

Gościem honorowym gali będzie najsłynniejszy polski pięściarz Andrzej Gołota, który już od dłuższego czasu wspiera imprezy organizowane przez Najmana.

Walką wieczoru będzie pojedynek o mistrzostwo świata w formule K1. Tytułu będzie bronił Słowak Tomas Mozny (waga ciężka)

Ponadto zaprezentują się w walkach bokserskich oraz K1 wszyscy zawodnicy związani kontraktami z NW Promotion czyli Dawid Kwiatkowski, Łukasz Gworek, Adam Koprowski i Paweł Gierzyński.

O wykwintne menu w czasie gali zadba znana mistrzyni kulinarna, Magdalena Krupa. Transmisję na żywo z wydarzenia przeprowadzi telewizja TVP Sport.

Add a comment

- Nie raz myślałem o tym co by było, gdyby nie odsiadka w więzieniu - mówi Tomasz Gargula (16-0-1, 5 KO), który w marcu po jedenastu latach opuścił zakład karny, a kilka tygodni temu wznowił swoje występy na zawodowych ringach.

Z tego co wiem, uprawianie sportów walki na terenie zakładu karnego jest traktowane jako zbrojenie się przeciw Służbie Więziennej. Nie miał Pan z tego tytułu żadnych nieprzyjemności?
Tomasz Gargula: Największy paradoks polega na tym, że w Tarnowie - tj. miejscu, gdzie siedzą osoby pierwszy raz karane - za ćwiczenie pisze się wnioski karne. Tam jest ono surowo zabronione. Dominuje potężny rygor. Natomiast w Wołowie, więzieniu dla najcięższych recydywistów w Polsce, gdzie siedzą ludzie z dolną granicą 10 lat, skazani często za poważne przestępstwa z morderstwami włącznie, są wspaniałe warunki do uprawiania sportu. Gdy tam przyjechałem, czułem się jak na obozie sportowym. Opadła mi szczęka. Ogromne spacerniaki, hala sportowa, na której można przygotowywać się całą zimę. Chłopy wielkie po 120 kilo w czystym mięśniu i fantastyczne obiekty sportowe. Czułem się, jakbym trenował normalnie w jakimś gymie! I tak dzień po dniu podnosząc umiejętności, biłem się z myślami: "Jak to? To mnie pierwszy raz karanego, sportowca, pozbawiają w Tarnowie możliwości treningu, a daje się ją wielokrotnie karanemu multirecydywiście? Przecież jest chyba znacznie większa szansa, że dzięki sportowi, to ja, a nie on, wyjdę na prostą? Że wrócę do społeczeństwa i nie będę już popełniał przestępstw?". Do dziś nie odnalazłem w tym logiki. To chore!

Mike Tyson podczas swojej odsiadki biegał godzinami w miejscu w swojej celi. Pan miał nawet możliwość odbywania sparingów.
Sparowaliśmy bez rękawic. Po tym jak jednemu ze współosadzonych pękł łuk brwiowy, przyszedł do mnie wychowawca i stanowczo zakomunikował: "Gargula! Powiem krótko, koniec trenowania!". "Ale wychowawco, jak to koniec? Sport jest moją jedyną szansą, na poukładanie sobie życia. Powinniście mi w tym pomóc" - odpowiedziałem czując osuwający się pod nogami grunt. Po tym incydencie robiliśmy wyłącznie zadaniówki. Na dotyk. W celi - wspólnie z człowiekiem, z którym trenowałem - zrobiliśmy z materaca worek.

Zastanawia się Pan, w którym miejscu by był, gdyby nie przymusowa przerwa w życiorysie? W 2004 roku ujęto utalentowanego kickboxera, niepokonanego na zawodowych ringach pięściarza, z pasem międzynarodowego mistrza Polski na koncie. Sam Jerzy Kulej przepowiadał Panu światową karierę. W momencie zatrzymania był Pan w najlepszym wieku dla pięściarza. Miał 30 lat.
Nie raz, nie dwa o tym myślałem. Na zawodowstwo przeszedłem w 2000 roku. Trafiłem do jednej z pierwszych grup promotorskich w Polsce. Boksowałem w Banc Box Promotion u Zbigniewa Bańowskiego. Wystąpiłem m.in. na organizowanej przez niego gali w Swarzędzu. To był mój trzeci zawodowy pojedynek. Na miejscu, na zaproszenie Bańkowskiego, zjawił się Gary Shaw. Pod jego skrzydłami znajdowało się wtedy czternastu mistrzów świata. Byłem w tamtym czasie w niezłym gazie, zaimponowałem mu. Wygrałem przed czasem, a Shaw wydawał się oczarowany. "Chłopaku! Jedziesz ze mną do Kalifornii!" - krzyczał. Chciał, żebym trenował u niego w gymie. Po kilku dniach odezwał się do Bańkowskiego. Zostałem zaproszony na trzytygodniowy obóz w Stanach. Miałem być sparingpartnerem Fernando Vargasa przed jego unifikacyjnym starciem z Felixem Trinidadem. Dostałem w dodatku gwarancję występu na mistrzowskiej gali! Miałem wtedy 26 lat. Moje życie mogło być zupełnie inne. Gdyby pieczę objęli nade mną amerykańscy fachowcy, biorąc pod uwagę moje zacięcie do sportu i charakter, prawdopodobnie dawno byłbym już mistrzem świata. Żyłbym jak Mayweather w Las Vegas. No, ale niestety... Kilka dni przed ostatnią gwiazdką XX wieku, w Mandalay Bay Resort & Casino zabrakło Garguli. Nie otrzymaliśmy pozwolenia na wyjazd. Konkretnie - wizy nie dostał Bańkowski. U mnie i Mateusza Biskupskiego, który miał z nami jechać, wszystko było w porządku. Bańkowski natomiast, znalazł się na muszce CBŚ. Konsulat otrzymał polecenie, żeby nie wypuszczać go z Polski. Dwa tygodnie później doszło do zatrzymania.

Pełna rozmowa z Gargulą na sporteuro.pl >>

Add a comment

A - Adamek Tomasz. Z kariery Tomka na pewno zapamiętam jego dwie walki z Paulem Briggsem. Ta pamiętna historia, gdy Adamek trzy tygodnie przed ich pierwszym pojedynkiem złamał nos i nie mógł sparować, ale nie zrezygnował z walki i przez ponad pół godziny połykał krew i walczył ze złamanym nosem. To odzwierciedlało jego charakter. Nie wszyscy pamiętają, że Adamek ostatnią walkę przed konfrontacją o pas mistrza świata z Briggsem stoczył w galerii Blue City w Warszawie. Od Blue City po galę w United Center, gdzie na trybunach zasiadło 20 tysięcy ludzi. Fajna historia.

Tomek genetycznie stworzony był do kategorii cruiser. Jego przejście do wagi ciężkiej podyktowane było względami finansowymi. Złotym strzałem była walka z Witalijem Kliczko. Do dzisiaj pamiętam atmosferę, jaka panowała we Wrocławiu w dniu tego pojedynku. Gdy spacerowałem po rynku z Januszem Pinderą, zaczepiali nas ludzie i pytali, co się wydarzy. Czuć było atmosferę wyczekiwania na cud. "Przegląd Sportowy" na pierwszej stronie dał tytuł: "Adamka walka o nieśmiertelność", a całość opatrzona była zdjęciem z "face to face" z ważenia. Zachowałem sobie tę okładkę, bo jak się na nią patrzyło, to aż przechodziły ciarki po plecach.

W trakcie walki spotkałem mamę "Górala". Gdy sędzia przerwał pojedynek rozżalonym tonem spytała mnie: Redaktorze, czemu walka została przerwana? Mówię: Tomek dostawał i sędzia przerwał walkę, żeby chronić jego zdrowie. A ona na to: u nas na wsi jak góral nie leży, to się nie kończy walki. Mama, mimo wielkiej troski o zdrowie syna, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego sędzia przerwał walkę, skoro Tomek nie leżał na deskach. Adamek po konfrontacji z Witalijem Kliczką był już innym pięściarzem.

"Góral" marzył jeszcze o mistrzowskiej walce z Władimirem. Notabene mieszkając tyle lat w New Jersey, nigdy nie walczył w Madison Square Garden. Marzył mu się tam pojedynek, ale przegrał z Głazkowem i te marzenia prysły. Później będąc bardzo przeciętnie przygotowanym przegrał z Arturem Szpilką. Teraz czas na jego pożegnalną walkę z Przemkiem Saletą.

B - Babiloński Tomasz. Najmłodszy z polskich promotorów. Chłopak, który przebijał się powolutku – od małych gal w podwarszawskich miejscowościach, do dużych i ciekawych formatów, które organizuje dzisiaj. Wymyślił sobie kilka miejsc, które są charakterystyczne tylko dla niego, czyli gale w Międzyzdrojach czy Kopalni Soli w Wieliczce. Buduje swoje portfolio na bazie tych nietypowych miejsc. Cenię go za organizację, podczas jego gal zawsze wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Krótko mówiąc: dba o swój produkt. Brakuje mu w tej chwili 2-3 zawodników, którzy pociągnęliby jego grupę. Bardzo odważnie prowadzi swoich pięściarzy. Nie buduje zawodnika na zasadzie 15-20 walk z bumami, leszczami czy węgierskimi gulaszami, tylko jak jest szansa to konfrontuje ich z zagranicznymi rywalami o podobnym bilansie. Sam mówi, że to jest show-biznes, rozrywka dla ludzi i nikt nie będzie płacił za bilety za walki jego pięściarzy z kelnerami.

C - Chicago. W USA jest kilka ośrodków, gdzie polonia amerykańska szuka imprez, na których mogłaby manifestować swój patriotyzm. Jednym z takich ośrodków jest właśnie Chicago. Przez lata idolem był tam Andrzej Gołota. W Chicago gościnnie walczył Tomek Adamek, ze 2-3 gale zorganizował tam Andrzej Wasilewski. W Chicago zaczęła się kariera Andrzeja Fonfary, który z walki na walkę ściągał coraz więcej ludzi na trybuny. Z tego co się orientuje, to szykowana jest dla niego większa hala w tym mieście. Amerykańcy promotorzy zrozumieli, że warto zainwestować w naszych pięściarzy, bo oni potrafią przyciągnąć rodaków na trybuny. W Chicago i New Jersey jest duża polonia amerykańska, dlatego Al Haymon tak chętnie kontraktuje Polaków.

D - Don King. Miałem okazję spotkać go kilka razy, zrobiłem z nim kilkanaście wywiadów. W pamięci utkwiła mi zwłaszcza jedna historia związana z tym promotorem. Po walce Andrzeja Gołoty z Rayem Austinem w Chengdu Don King zaprosił nas na kolację do dobrej chińskiej restauracji, w której pierwsze piętro było przeznaczone dla normalnych ludzi, a drugie dla VIP-ów, gdzie King zorganizował bankiet dla około 40 osób. Pojechałem tam z Przemkiem Garczarczykiem. Wchodzimy do środka i… własnym oczom nie wierzymy. Pobity przez Austina Andrzej Gołota siedzi z rodziną i je między setką Chińczyków na pierwszym piętrze. Tak wstydził się porażki, że nie miał ochoty wjechać piętro wyżej. Namówiliśmy go jednak, żeby wszedł tam chociaż na chwile. Gdy Don King go zobaczył od razu wypalił: Andrju, mój przyjacielu, dam ci jeszcze jedną szansę.

Nie wiem, czy traktować to w kategorii anegdoty, bo na własne uszy tego nie słyszałem, ale podobno Gołota przed walką z Johnem Ruizem powiedział Kingowi, że nawet jak zdobędzie pas mistrza świata, to następnego dnia kończy karierę. Pamiętajmy, że King był wtedy również promotorem Ruiza, więc mógł sobie pomyśleć: po co ja mam dać Gołocie pas, skoro on go następnego dnia zwakuje i ja tego pasa jako promotor też nie będę miał i przelecą mi miliony koło nosa. Możliwe, że Gołota pospieszył się z tą deklaracją. Wielki boks to wielka polityka i wielka kasa, a pamiętamy, że ta walka była bardzo wyrównana. Dzisiaj z Dona Kinga zostało już tylko nazwisko i wspomnienia.

E - emocje przy ringu. Emocje to jest jedna sprawa, druga to odbiór walki. Często jest tak, że inaczej punktuje się pojedynek, oglądając go spod ringu, a inaczej, gdy ogląda się go w telewizji. Obserwując walkę tuż przy ringu widzi się przede wszystkim nogi pięściarzy, ich oczy. Dostrzega się czy ktoś jest zamroczony po ciosie czy nie, a tego nie da się zobaczyć z 10-15 metrów. Tuż przy ringu inaczej widać ciosy i ich siłę. Czasem w telewizji wydaje się, że cios był normalny, a gdy siedzisz przy ringu, widzisz jak gościem zachwiało i ile go to kosztowało zdrowia. Dlatego oglądając boks z bliskiej odległości odczuwa się zupełnie inne emocje niż przed telewizorem czy z wysokości trybun.

F - Fonfara Andrzej. Nowa gwiazda polskiego boksu, choć tak naprawdę jeszcze niespełniona. Stoczył kilka ciekawych pojedynków, ale największy rozgłos przyniosły mu walki z Adonisem Stevensonem i Julio Chavezem Jr. W tym pierwszym przypadku jechał na teren przeciwnika w roli underdoga, ale w konfrontacji z „Supermenem” pokazał się z dobrej strony. Nie był jednak, jak niektórzy sugerują, bliski zwycięstwa.

Z kolei walka z Chavezem przysporzyła Andrzejowi wielu kibiców i dużo splendoru, bo to był rywal z wielkim nazwiskiem. Dzięki wygranej z Meksykaninem Polak zbudował swoje nazwisko w Ameryce. Nie chcę niczego ujmować Fonfarze, ale pamiętajmy, że on boksuje w kategorii półciężkiej, a Chavez jest pięściarzem z niższej kategorii, na dodatek był zardzewiały, bo nie walczył przez 12 miesięcy, dlatego do tej wygranej trzeba podejść z lekkim dystansem.

Andrzej Fonfara jest na właściwej drodze by za chwilę zapisać sześć zer na swoim czeku. Myślę, że jest to kwestia jeszcze 1-2 walk i ten pierwszy milion pojawi się w jego kontrakcie. Jaka będzie przyszłość "Polskiego Księcia" Nie ma co ukrywać, wszyscy zawodnicy, którzy są w tej kategorii najmocniejsi, będą dla niego piekielnie trudnymi rywalami. Andrzej nie będzie faworytem walki ani z Kowaliowem, ani ze Stevensonem. Do czołówki kategorii półciężkiej dobija Beterbijew, który bije piekielnie mocno. W pojedynku z Rosjaninem Fonfara też nie będzie faworytem.

G - Gołota Andrzej. Myśląc o Andrzeju Gołocie, mam w głowie takie zdanie: nigdy polscy ojcowie nie wstawali tak często do dzieci, jak wstawali na walki Andrzeja Gołoty. Trafił na nieprawdopodobne czasy w kategorii ciężkiej, bo pamiętajmy, że gdy boksował w swoim prime byli między innymi: Mike Tyson, Lennox Lewis, Michael Grant i Riddick Bowe. To była cała plejada świetnych zawodników. Jednak fakty są takie, że Andrzej Gołota co najmniej raz powinien być mistrzem świata, bo na pewno wygrał walkę z Chrisem Byrdem.

W jego karierze było sporo dziwacznych momentów: szybkie przegrane z Lewisem czy Brewsterem, ucieczka z ringu w walce z Tysonem, niezrozumiała przegrana z Grantem, dziwna deklaracja przed pojedynkiem z Ruizem, o której wspominałem wcześniej. Co by nie mówić, Gołota był świetnym pięściarzem, ale w boksie zawodowym niczego nie osiągnął. Karierę pięściarza puentuje to, co uda się zawiesić na biodrach, a on przecież nie zdobył żadnego pasa. Dlatego Andrzej przypomina polskich bohaterów literackich i jest wielką postacią tragiczną.

Smutne było to, że Gołota nie potrafił pogodzić się z brakiem sukcesu sportowego. Gdy był po wypadkach, nie mógł prostować lewej ręki, nie funkcjonował mu bark i spadła szybkość, on ciągle wierzył, że jest w stanie zawojować wagę ciężką. To było życzeniowe myślenie.

Gmitruk Andrzej. Ikona, legenda, showman. Nie znam drugiego takiego trenera, który potrafiłby tak psychicznie napompować pięściarza. On nawet przeciętnemu zawodnikowi jest w stanie wmówić, że jutro czeka go walka o pas mistrzowski i że ma fenomenalne umiejętności. Andrzej przeszedł z wielkimi sukcesami przez boks amatorski. W boksie zawodowym wychował wielu pięściarzy. Jego oczkiem w głowie zawsze był Tomek Adamek, bo zdobyli razem dwa pasy. Cieszę się, że Gmitruk będzie stał w narożniku "Górala" w jego pożegnalnej walce z Saletą.

H - Haymon Al. To jest facet, który zarobił kilkaset milionów dolarów na show-biznesie, a dzisiaj wymyślił sobie, że zbuduje markę pod tytułem Premier Boxing Championship. Jaki jest jego pomysł na biznes? On chce zbudować coś na wzór UFC, NHL czy NBA.

Haymon jest jedynym promotorem na świecie, który nie chce pieniędzy od telewizji. Mało tego - on daje amerykańskiej telewizji wielką kasę za to, żeby pokazywała jego gale. Przy tym stawia tylko jeden warunek: jego gale muszą być promowane we wszystkich programach danej stacji i wszędzie musi pojawiać się nazwa PBC. Gdy już zbuduje markę, a zajmie mu to pewnie kilka lat, powie: teraz mogę sprzedać komuś prawa na wyłączność. Już dzisiaj PBC ma lepsze słupki oglądalności niż niektóre mecze NHL, a za prawa do pokazywania NHL stacje płacą setki milionów dolarów. Pewnie Haymon wyobraża sobie, że za 2-3 lata, gdy już będzie miał wypromowany produkt, sprzeda go razem z pięściarzami i zarobi na tym krocie.

Al Haymon to bardzo ciekawa a zarazem bardzo tajemnicza postać. Gdy wchodzi do szatni do zawodników, to karze im wyłączać telefony. W trakcie gal nie pojawia się w pierwszych rzędach, tylko chowa się w jakimś apartamencie. Nie udziela wywiadów, nie chce, żeby ktoś robił mu zdjęcia. Krąży jak niewidzialny duch między rzędami nad halą i kontroluje swój biznes. Ktoś powie, że Haymon kontraktuje pięściarzy jak leci, ale pamiętajmy o tym, że on podpisał kontrakty z pięcioma stacjami, więc musi zorganizować około 70-80 gal rocznie. Szybko policzmy: na każdej gali musi wystawić 14-16 pięściarzy, więc musi podpisać kontrakty z setkami zawodników. Jednak za chwilę on zrobi wycinkę między tymi pięściarzami.

I - Igloopol Dębica. W tym klubie zaszczepiłem się miłością do boksu. Pamiętam, jak w niedzielę chodziłem na dziesiątą do kościoła i uciekałem przed błogosławieństwem, żeby na jedenastą zdążyć do hali Igloopolu na mecze bokserskie. Tata mojego kumpla był kierownikiem sekcji bokserskiej w tym klubie i zawsze dostawaliśmy bilety przy ringu. Tam się zakochałem w boksie. Pamiętam te wielkie mecze: Igloopol - Legia, Igloopol - Gwardia, Igloopol - Jastrzębie, Igloopol - Czarni Słupsk. Mieliśmy w Dębicy wielu znakomitych pięściarzy: Wróblewskiego, Łukasika, Wołejkę, Krysiaka, Wasiaka i świętej pamięci Mariana Klepkę, który był pięściarzem kategorii ciężkiej, wygrał turniej Felixa Stamma, boksował z Gołotą. Mam piękne wspomnienia związane z Igloopolem.

J - Jennings Bryant. Jego przykład pokazuje, że na pójście na salę treningową nigdy nie jest za późno. Jennings zaczął trenować boks w wieku 24 lat, a mimo to dołączył do czołówki wagi ciężkiej. Wygrał przed czasem ze Szpilką i stoczył dobrą walkę z Kliczką. To był pierwszy rywal Ukraińca, który przyszedł po pojedynku na konferencję i wyglądał jak po wizycie u kosmetyczki a nie po 12 rundach z królem wagi ciężkiej. W walce z Kliczką był zakryty, szczelny, ogólnie pokazał świetną defensywą. Udowodnił niedowiarkom, że po kilku latach trenowania boksu można dojść do main eventu w Madison Square Garden z Władimirem Kliczką. To duży wyczyn.

K - kasa w boksie. Gdy ludzie widzą pięściarza w efektownym szlafroku, myślą sobie, że facet ma na koncie miliony. To złudne wrażenie. Często jest tak, że pięściarze, którzy są mistrzami świata, za chwilę nie mają za co żyć. Gigantyczne pieniądze zarabiają Floyd Mayweather, Manny Pacquiao i Władimir Kliczko. Zwłaszcza ten pierwszy, który już na niejednej walce rozbił bank. Jak to wygląda w Polsce? Niektórzy pięściarze mają stałe pensje plus pieniądze za pojedynki, czego nie ma na przykład w USA. Tam zawodnicy płacą ze swojej kieszeni za gym, trenera, przygotowania i sparingpartnerów. Polscy promotorzy inwestują w perspektywicznych zawodników i płacą im co miesiąc pensje, opłacają trenera, pokrywają koszty za gym, lekarza i suplementację. Ale umówmy się, boksując całe życie w Polsce, ciężko jest odłożyć na stare lata.

W tym momencie najwięcej z polskich pięściarzy zarabia Andrzej Fonfara. Kiedyś dobrą kasę wyciągali Andrzej Gołota, Tomek Adamek i Dariusz Michalczewski. Z kolei Krzysztof Włodarczyk pierwsze poważne pieniądze, na które zasługiwał jako mistrz świata, zarobił na walce z Greenem w Australii. Później dobre wypłaty inkasował za pojedynki w Rosji z Czakijewem i Drozdem. Duże pieniądze na rosyjskich ringach zarobili też Paweł Kołodziej w walce z Lebiediewem, Łukasz Janik za pojedynek Drozdem i Andrzej Wawrzyk za konfrontację z Powietkinem. W tych przypadkach były to wypłaty życia.

Pełny bokserski alfabet Mateusza Borka na Pogongu.wordpress.com >>

Add a comment

- Myślę, że tak. Może nawet jeszcze w tym roku - mówi Marcin Najman (15-4, 11 KO) pytany o możliwość stoczenia kolejnej bokserskiej walki. Popularny "El Testosteron" ostatni raz boksował w listopadzie 2013 roku.

Panie Marcinie, oficjalnie – gala Boxing Night 11 już 17 października w Warszawie. Wszystkie szczegóły już dogadane?
Marcin Najman: Jesli chodzi o karte walk - wiekszość nazwisk jest juz znana. Galę pokaże współpracująca z nami stacja TVP Sport. Myślę, że za tydzień będziemy mogli już oficjalnie potwierdzić lokalizację.

Jakie pojedynki będą towarzyszyć tejże gali?
W walce wieczoru wystąpi Tomas Mozny - aktualny mistrz swiata w K1 w wadze ciezkiej. Będzie bronił tytułu. Ponadto wszyszyscy zawodnicy NW Promotion czyli Dawid Kwiatkowski, Lukasz Gworek, Pawel Gierzynskii oraz Adam Koprowski. No i super atrakcja gali: pokazowa walka charytatywna Iwona Guzowska vs. Ewa Kasprzyk.

Zobaczymy Pana jeszcze w ringu w roli zawodnika?
Myślę, że tak. Może nawet jeszcze w tym roku.

Pełna rozmowa z Marcinem Najmanem na Mojafigura.com >>

Add a comment

Władimir Letr (5-4, 2 KO), zawodnik grupy Wschodzący Białystok Boxing Team, zakończył trzy tygodniowe sesje sparingowe z Francesco Pianetą (31-1-1, 17 KO), który 11 lipca w Magdeburgu zmierzy się w walce o pas WBA Regular wagi ciężkiej z Rusłanem Czagajewem (33-2-1, 20 KO).

- Władimira czeka teraz pojedynek na gali w Białymstoku 24 października. Na pewno lepszych sparingów Władimir u nas by nie zrobił - ocenia promotor pięściarza Dariusz Snarski. - Sam byłem zawodnikiem i wiem, co jest w głowie przed sparingiem z takim pięściarzem.

- Przed laty sparowałem z mistrzami świata i Europy do każdego sparingu koncentrowałem się jak do walki - dodaje popularny "Snara".

Add a comment

Polski Wydział Boksu Zawodowego pragnie poinformować, iż wycofał się z obsługi/nadzoru gali boksu w Lesznie 03.07.2015. Decyzja została podjęta z następujących przyczyn:

1. Zgodnie z regulaminem PWBZ organizator gali ma obowiązek w terminie 7 dni przed imprezą dostarczyć kartę walk oraz potwierdzenie macierzystych federacji walczących zawodników (autoryzacje), iż posiadają oni wszelkie aktualne badania lekarskie i mogą walczyć na terytorium Polski. Bywa, że przychylamy się do prośby promotora, aby mógł dostarczyć nam ten ważny dokument w późniejszym terminie, ale nie później niż do dnia poprzedzającego zawody - przed ceremonią ważenia zawodników i badaniem lekarskim. Organizator gali w Lesznie nie dotrzymał i tego terminu.

Wobec powyższego delegat techniczny obecny w Lesznie, chcąc wyjść organizatorom naprzeciw, poinformowała zainteresowanych, iż wydłuża ten termin. Jednak w przypadku niedostarczenia autoryzacji i opłat z tytułu honorariów dla funkcyjnych zawodów w dniu 02.07. do godz. 22,00 – PWBZ nie może wziąć odpowiedzialności za nadzór imprezy i wycofuje się z jej obsługi. W dniu gali, do godziny 12.00, dokumentów nadal nie dostarczono i NIKT z organizatorów z przedstawicielem PWBZ przebywającym w Lesznie się nie skontaktował.

Do dnia dzisiejszego do godziny 12.00 nie została dostarczona ŻADNA autoryzacja! Uprawnieni do boksowania byli jedynie dwaj bokserzy posiadający polską licencję: Przemysław Opalach i Piotr Kołodziejczyk.

Z prawnego punktu widzenia, poza w/w dwójką polskich zawodników, żaden z pozostałych nie przedstawił potwierdzenia posiadania aktualnych badań lekarskich i nie może zostać dopuszczony do walki bokserskiej

2. Na kilka dni przed imprezą figurujący jako współorganizator gali, p. Dalibor Ban (Cobra Promotion) poinformował organizację WBA, iż nie może dojść do walk o tytuł tej organizacji, ponieważ PWBZ zakwestionował obsadę sędziowską, w której zabrakło polskiego sędziego.

Powyższa informacja jest niezgodna z prawdą – w dniu 26.06. PWBZ wystosował do WBA pismo, w którym zaakceptował walkę o tytuł tej organizacji. Wysłana e-mailem akceptacja została przesłana za pośrednictwem p. Tomasza Wojtulewicza - prezesa grupy Spartan (organizatora gali). Natomiast PWBZ został powiadomiony przez p. Wojtulewicza, iż Daniel Wanyonyi planowany na rywala Przemysława Opalacha nie otrzymał polskiej wizy. Tymczasem 13. czerwca Wanyonyi przegrał w Bristolu przez nokaut, co wykluczyło go z rywalizacji o jakikolwiek pas – o czym nie mogli nie wiedzieć organizatorzy. Kolejnemu rywalowi również rzekomo odmówiono wizy!

Natomiast z informacji przekazanej PWBZ przez WBA wynika, że jako zbyt słaby nie został on przez WBA dopuszczony na przeciwnika Przemysława Opalacha – o tym fakcie organizatorzy zostali powiadomieni przez WBA w dniu 18 czerwca (!).

Na dwa dni przed terminem zawodów okazało się, że Przemysław Opalach zmierzy się z Naserem Ferizovicem, z dorobkiem 4 walk zawodowych(!). Walka miała się odbyć w wadze super średniej, chęć obrony tytułu Międzynarodowego Mistrza Rzeczpospolitej wyraził Przemysław Opalach. Żadna szanująca się, mająca na względzie zdrowie zawodników federacja nie pozwoli zawodnikowi z rekordem 4 walk toczyć pojedynków na dystansie 10 rund. Ponadto limit kategorii super średniej wynosi 76.204 - Opalach wniósł na wagę 80,7 a jego rywal 85,0.

3. Wcześniej, tuż po ceremonii ważenia, podczas konferencji prasowej, osoba reprezentująca organizatorów poinformowała, iż walki o tytuły WBA nie dojdą do skutku, ponieważ na telefoniczne pytanie pracownika ambasady w Kenii, czy zawody rzeczywiście mają miejsce i czy będzie w niej uczestniczyć pięściarz z tego kraju- odpowiedziałem, że nie ma potrzeby, aby bokser z Kenii uczestniczył w zawodach. Pragnę zapewnić, iż nie mieliśmy żadnych zapytań z ambasady. Ani w tym przypadku, ani nigdy wcześniej - w kilkudziesięcioletniej działalności w boksie.

4. Ponieważ na tej samej gali mają się odbyć walki w kick-boxingu w dniu dzisiejszym skontaktowaliśmy się z przedstawicielem Polskiego Związku Kick-boxingu – narodowego związku, który jako jedyny na terenie Polski ma prawo nadzorować walki odbywające się w tej dyscyplinie. Okazało się, że o gali w Lesznie w ogóle nie zostali poinformowani. Wobec powyższych zostaliśmy zmuszeni wycofać nasz udział i nie firmować gali w Lesznie. Priorytetem działalności PWBZ jest dbanie o zdrowie zawodników. Zarówno brak autoryzacji (badań lekarskich), jak i rozbieżności w wagach i kategoriach wagowych zawodników i zawodniczek, powodują że swojego zadania nie bylibyśmy w stanie wypełnić bez naruszania przepisów Trzeba dodać, iż z takim przypadkiem lekceważenia wszelkich reguł nie spotkaliśmy się w ciągu kilkunastoletniej działalności w boksie zawodowym -jest to pierwsza impreza, w której odmówiliśmy udziału.

Krzysztof Kraśnicki

Przewodniczący
PWBZ - PPBD

Add a comment

Mercedes-Benz Frączak Boxing Night - gala organizowana przez prężnie rozwijającą się grupę Spartan Promotion, padła ofiarą ewidentnie nieczystych zagrywek.

Zdecydowana większość zawodników z Afryki, którzy mieli uświetnić swą obecnością galę w Lesznie - NIE OTRZYMAŁA WIZY MIMO SPEŁNIENIA WSZYSTKICH WYMOGÓW FORMALNYCH. Co ciekawe, jeden z odesłanych zawodników posiadał ważną wizę amerykańską. Powód? Są dwa, oba niezwykle absurdalne.

Pierwszy: rzekoma obawa, iż zawodnicy zwyczajnie nie zechcą opuścić Polski. (Czy w przypadku meczu reprezentacji w piłce nożnej - z którąkolwiek z afrykańskich drużyn - będzie podobnie?) Drugi: Pismo od Kenijskiej Federacji Boksu jednoznacznie stwierdza, że w rozmowie z polskim odpowiednikiem otrzymała informację, iż walki Przemysława Opalacha i Yavuza Ertuerka (obie, choć w różnych kat. wagowych, o tytuł interkontynentalnego mistrza WBA - najstarszej federacji boksu na świecie, jednej z 4 głównych federacji globu) SĄ WYDARZENIEM MAŁO ISTOTNYM.

Co dziwne i ewidentnie nielogiczne: wizę otrzymał inny z afrykańskich zawodników, którego pojedynek można z pewnością uznać za walkę mniej istotną rankingowo. Dodatkowo: w jego przypadku akurat "nie istniało ryzyko ucieczki"?!

Jak się okazało - problemy z uzyskaniem polskiej wizy miał również zakontraktowany pierwotnie na walkę z Przemysławem Opalachem Daniel Wanyonyi, który nie otrzymując zgody na wjazd do Polski... otrzymał bez najmniejszego problemu wizę brytyjską, gdzie niedawno stoczył kolejny zawodowy pojedynek. Dotarliśmy do dokumentów, które stawiają całe wydarzenie w specyficznym świetle, demaskując szkodliwe działania osób trzecich. By jednak choć odrobinę zadbać o komfort zawodników przed dzisiejszą galą - całość zostanie oddana w ręce odpowiednich organów, łącznie ze szczegółowymi pytaniami do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Gorąco prosimy wszystkich kibiców boksu i ogólnie - zwolenników zasad gry fair play: bądźcie z nami!

Add a comment

Niepokonany na zawodowych ringach Marcin Brzeski (5-0, 3KO) podpisał dziś kontrakt z grupą Tymex Boxing Promotion. Wcześniej z teamem Mariusza Grabowskiego związał się inny ciężki - Marcin Siwy (12-0, 5KO). - Umowa obowiązuje przez 4 lata, podobnie jak z innymi moimi zawodnikami. Jeśli chcemy rzeczywiście coś znaczącego osiągnąć, pierwsze dwa lata trzeba poświęcić na rozkręcenie się, a w kolejnych - jeśli bokser będzie spełniał pokładane nadzieje - można realizować cele - powiedział promotor Mariusz Grabowski.

25-letni Marcin Brzeski debiutował w 2013 roku na gali Tymexu w podradomskich Pionach, gdzie pokonał w 2 rundzie reprezentanta Niemiec Marlona Szabo. W pierwszym sezonie stoczył 4 zwycięskie walki, a w zeszłym roku dopisał jeszcze wygraną na gali w Łomiankach. - Wracam po niemal rocznej przerwie, ale ze zdwojoną energią. Na co dzień trenuję pod okiem Jarosława Soroko w Warszawie. Wierzę, że współpracą z grupą Tymex będzie owocna, a za rok lub dwa dostanę szansę boksowania z polską czołówką wagi ciężkiej - mówi Marcin Brzeski, który mierzy 189 cm i waży 115 kg. Nieco "mniejszy" jest jego kolega z grupy Tymex Marcin Siwy.

- Marcin Brzeski zdecydował, że z moją pomocą spróbuje powalczyć o sukcesy w królewskiej wadze ciężkiej. Wcześniej był niezdecydowany, ale teraz zapowiedział, że nie odpuści i dopnie swego - dodał szef Tymex Boxing Promotion.

Bokser pochodzący z miejscowości Trębki Stare koło Zakroczymia (stąd pochodzi zaś Ewa Brodnicka) jako amator walczył w barwach m.in. Inżynierii-Budowlanych Płońsk. - W drugiej połowie poprzedniej dekady zdobyłem po 2 tytuły Mistrza Polski Juniorów i Młodzieżowców. W seniorach nie zdążyłem się zadomowić, ale liczyć, że teraz to nadrobię z nawiązką - powiedział Marcin Brzeski. Jego młodszy brat Patryk ma rekord 2-0.

Add a comment